Aktualności

2015-02-05 11:49

Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi – Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich (1774-1824)

SPIS TREŚCI

JEZUS ROZPOCZYNA PUBLICZNE NAUCZANIE

Jezus w drodze do Hebron

 

Jezus podążał z Kafarnaum przez Nazaret do Hebron. Droga prowadziła cudną okolicą Genezaret, obok ciepłych, potoków Emaus, które, idąc z Magdalum w stronie Tyberiady, mniej więcej godzinę drogi dalej jak Tyberiada u stoku góry były położone. Łąki pokrywała wysoka, gęsta trawa; u stóp góry rozsiane były domy i namioty wśród drzew figowych, palm daktylowych i pomarańcz. Tuż przy drodze odbywała się jakaś zabawa ludowa. Mężczyźni i niewiasty w oddzielnych gromadach, bawili się i współ ubiegali o owoce. Pod drzewem figowym zobaczył Jezus, pomiędzy mężczyznami, Natanaela, zwanego także Chasydem. W chwili, gdy ten, walcząc z pokusą zmysłową, wzrokiem swym gonił za zabawą niewiast, przechodził Jezus obok niego i spojrzał nań ostrzegająco. Pod wpływem owego spojrzenia uczuł Natanael głębokie wzruszenie, chociaż Jezusa nie znał, i pomyślał sobie: Ten człowiek ma przenikający wzrok. Czuł on, że nieznajomy jest czymś więcej od zwyczajnego człowieka. Wzrokiem Jezusa na wskroś przeszyty, wszedł w siebie, zwyciężył pokusę, i stał się odtąd o wiele surowszym względem siebie. Zdaje mi się, że widziałam również Neftalego, zwanego Bartłomiejem, i że i jego także Jezus wzrokiem Swym poruszył. Z dwoma przyjaciółmi młodości szedł Jezus dalej do Hebron, położonego w Judei. Lecz żaden z nich nie pozostał mu wiernym i oddalili się od Niego; dopiero po zmartwychwstaniu, gdy Pan Jezus zjawił się na górze Thebez w Galilei, znowu się nawrócili i przyłączyli do wiernych. W Betanii nauczał Jezus w domu Łazarza, który wyglądał znacznie starszym od Niego; zdaje mi się, że był osiem lat starszy. Posiadłość Łazarza była wielka, miał bardzo wiele ludzi, pól i ogrodów. Marta miała własny dom, a siostra jej, imieniem Maria, która żyła wyłącznie dla siebie, mieszkała również w oddzielnym domu; Magdalena zaś zamieszkiwała zamek w Magdalum. Łazarz już od dłuższego czasu żył w przyjaźni ze świętą Rodziną; wspierał i on między innymi Maryję i Józefa hojnymi datkami. Dla wiernych czynił od początku do końca bardzo wiele; woreczek, którym Judasz zawiadywał, jako też pierwsze urządzenie gminy, zawdzięczano hojności Łazarza. Z Betanii chodził Jezus także do świątyni Jerozolimskiej.

 

161

 

Rodzina Łazarza

 

Ojciec Łazarza zwał się Zarah albo Zerah i pochodził ze znakomitej rodziny egipskiej. Mieszkał w Syrii na pograniczu Arabii, utrzymując stosunki z pewnym królem syryjskim. Uznając wielkie zasługi położone w obronie kraju, obdarzył go cesarz rzymski dobrami, leżącymi w okolicy Jeruzalem i w Galilei. Był jakoby księciem, a przy tym bardzo bogaty; powiększył zaś swój majątek przez ożenienie się z żydówką, imieniem Jesabel, która pochodziła z rodu Faryzeuszów. Przyjął także religię żydowską, prowadząc życie pobożne i ostre na sposób Faryzeuszów. Część miasta na górze Syjon, w stronie, gdzie kotliną u stoku góry potok płynie, również do niego należała. Z tej jednak posiadłości większą część oddał na potrzeby świątyni; pozostała mu jeszcze dawna posiadłość rodzinna. Leżała ona tam, kędy Apostołowie szli do wieczernika, ten jednakowoż do niej już nie należał. Zamek w Betanii był bardzo wielki, obejmował wiele ogrodów, tarasów, studni i był podwójnym wałem otoczony. Rodzina Łazarza znała proroctwo Anny i Symeona, oczekiwała Mesjasza, i już w młodzieńczych latach Jezusa zaprzyjaźniła się ze świętą Rodziną, jak to często ludzie pobożni wysokiego rodu chętnie żyją w przyjaźni z pobożnymi ubogimi. Rodzice Łazarza mieli 15 dzieci, z tych 6 umarło zbyt wcześnie, a z 9 pozostałych tylko 4 dożyło czasów Chrystusa. Do tych należał Łazarz, Marta 2 lata od niego młodsza, po niej Maria, za obłąkaną uważana, o 2 lata młodsza od Marty, wreszcie Maria Magdalena, o 5 lat młodsza od Marii obłąkanej. O tej ostatniej Pismo nie wspomina, ani nie bierze jej w rachubę, jednak Bóg o niej pamiętał. Od rodziny była ona zawsze z dala i na uboczu, i dlatego jest wcale nieznaną. Najmłodsza z nich, Magdalena, obdarzona niezwykłą urodą, już w bardzo młodych latach odznaczała się słusznym wzrostem i postawą, jakby dorosła dziewica. Głowę miała zaprzątniętą figlami i psotami. W siódmym roku życia obumarli ją rodzice. Z powodu ostrego ich życia, nienawidziła ich. W dziecinnych latach już była niezmiernie próżną, łakomą, dumną, miękką i zarozumiałą. Nie była stałą i wierną, lecz lgnęła do tego, co jej na razie najwięcej schlebiało. Przy tym była rozrzutną i hojną, ale z politowania więcej zmysłowego, dobrotliwa i lgnącą do rzeczy zewnętrznych i błyskotek. Złemu jej wychowaniu winną była nieco i matka, od niej też odziedziczyła owo rozpieszczone uczucie. Matka i mamka zepsuły Magdalenę, zbyt jej dogadzając i biorąc ja wszędzie w tym celu ze sobą, aby podziwiano jej figle i pustoty, to znowu wysiadując z pięknie wystrojoną w oknie. Owo właśnie wysiadywanie w oknie najwięcej się przyczyniło do jej zepsucia. Widziałam ją w oknie, jako też na tarasie domu, siedzącą na wspaniałych dywanach i wezgłowiach. W takiej okazałości i przepychu można ją było widzieć z ulicy. Z domu wynosiła potajemnie mnóstwo przysmaków, by je potem dzieciom rozdawać w ogrodzie zamkowym. Już w dziewiątym roku życia rozpoczęła miłostki. W miarę, jak rosła w przymioty i talenty, wzrastał o niej rozgłos i podziw. Nie miała spokoju w domu i ciągało ją coś zawsze do licznych i wesołych towarzystw, w których z lubością przebywała; była przy tym uczoną i pisywała na małych rolkach pergaminu różne zdania o sprawach miłosnych; widziałam, jak przy tym rachowała na palcach. Sentencje te rozsyłała i zamieniała między wielbicielami i ulubieńcami, zyskując przez to sławę i podziw. Tego jednak dopatrzyć się nie mogłam, aby kogoś rzeczywiście kochała, lub była nawzajem kochaną; była to tylko próżność, miękkość, ubóstwianie siebie, zaufanie w swoją urodę. Dla rodzeństwa swego była zmartwieniem; pogardzała też nim z powodu prostego ich życia i wstydziła się ich.

 

162

 

Przy podziale dóbr rodzicielskich, przypadł jej losem bardzo piękny zamek w Magdalum. Jako dziecko często tu Magdalena przybywała ze swymi rodzicami, mając do tego miejsca szczególne jakieś upodobanie. Miała niespełna lat jedenaście, kiedy z wielkim przepychem, ze sługami i niewolnicami, do zamku tego się przeniosła. Magdalum należało do miejsc warownych i obejmowało kilka zamków, publicznych budowli, wielkie aleje i ogrody. Położone było 8 godzin na wschód od Nazaretu, mniej więcej 3 godziny od Kafarnaum, a półtorej godziny na południe od Betsaidy; blisko milę drogi od jeziora Genezaret zajmowało wyżynę i część doliny, która się rozciągała w kierunku ku jezioru i drogi, okrążającej jezioro. Jeden z zamków należał do Heroda, który w żyznej okolicy Genezaretu jeszcze większy zamek posiadał. W Magdalum przebywali załogą także żołnierze Heroda i oni to przyczyniali się do zepsucia obyczajów. Oficerowie tej załogi przebywali z Magdaleną. Prócz wojska było w Magdalum około 200 ludzi, po większej części urzędników, dozorców budowli i służby. Synagogi tu nie było; uczęszczano więc do Betsaidy. Zamek Magdaleny był wspanialszy i wyższy od innych; z dachu jego można było zobaczyć powierzchnię jeziora galilejskiego aż na drugi brzeg i dalej. Pięć dróg prowadziło do Magdalum a na każdej z nich stała w oddaleniu pół godziny od właściwej warowni, wieża, wzniesiona nad sklepieniem, i rodzaj strażnicy do śledzenia. Wieże te nie łączyły się wcale ze sobą, a okolica, którą otaczały, pełna była ogrodów, pól i pastwisk. Magdalena posiadała pola i trzody, miała czeladź złożoną z parobków i służących; całe jednak gospodarstwo było bezładne i podupadało. Poniżej wzgórza, na którym się Magdalum wznosiło, była wąska i dzika prawie dolina, przez którą płynął do jeziora mały strumyk; w dolinie tej przebywało dużo zwierzyny, która z trzech pustyń tutaj się schodzących do kotliny napływała. Herod zwykł tu był polować. Obok swego zamku w okolicy Genezaret miał on także zwierzyniec. Okolica Genezaret zaczyna się między Tyberiadą a Taricheą, o 4 godziny drogi od Kafarnaum, i ciągnie się od jeziora na przestrzeni 3godzinnej w głąb kraju; z południowej strony okrąża Taricheę aż do miejsca, gdzie Jordan wypływa. Z tą okolicą łączy się rozkoszna dolina z utworzonym sztucznie przez potok jeziorkiem w okolicy Betulii; jeszcze inne źródła przepływają tędy do jeziora. Potok ten tworzy kilka sztucznych wodospadów i pięknych stawów w owej okolicy, obejmującej całe szeregi ogrodów, zaników, zwierzyńców, alei, sadów owocowych i winnic, wskutek tego przez cały rok okryta jest kwieciem i owocem różnego rodzaju. Bogacze kraju, szczególnie jerozolimscy, mają tu swoje mieszkania i ogrody. Całą prawie okolicę zapełniają budynki, zdobią plantacje, chodniki cieniste, zielone labirynty i piramidalnie utworzone pagórki z krętymi ścieżkami. Większych miejsc w okolicy niema. Mieszkańcy tutejsi są po większej części ogrodnikami i dozorcami dóbr lub pasterzami licznych trzód owiec i kóz. Przy tym chowają także różnego rodzaju rzadkie zwierzęta i ptaki. Gościńca bitego nie ma w okolicy żadnego; za to przecinają ją dwie drogi, jedna od jeziora, druga od Jordanu.

 

Jezus w Hebron, Dothaim i Nazarecie

 

Przyszedłszy Jezus do Hebron, zostawił tam Swych towarzyszy, mówiąc, że chce odwiedzić przyjaciela. Zachariasz i Elżbieta już nie żyli. Jezus zdążał ku pustyni, dokąd Elżbieta zaprowadziła była swego syna, Jana. Położona była na południe między Hebron a Morzem Martwym. Droga prowadziła do niej najpierw przez

 

163

 

wysoką górę o białych kamieniach, poczym wchodziło się na piękną dolinę palmową. Tam to szedł Jezus. Był On naprzód w jaskini, gdzie Elżbieta zaprowadziła była Jana, przeszedł następnie przez małą rzeczkę, przez którą dawniej i Jan przechodził. Widziałam, jak w samotności, modląc się, przygotowywał się do zawodu nauczycielskiego. Z pustyni powrócił On znowu do Hebron, wszędzie niosąc pomoc. I tak nad Morzem Martwym dopomógł ludziom, którzy żeglowali na tratwie, zbudowanej w kształcie namiotu. Prócz ludzi znajdowało się tam bydło i pakunki. Skinął na nich Jezus i zsunął im z brzegu na statek belkę, pomagając tym sposobem wysiąść na brzeg; później zaś udzielił im pomocy przy naprawie tratwy. Ci ludzie nie mogli pojąć, kim by ten człowiek był, gdyż, pomimo, że odzieniem Swym wcale się nie odróżniał, to postawa Jego, pełna powagi; dziwnie jakoś pociągała i wzruszała obecnych. Zrazu mniemali, że to Jan Chrzciciel, który wtedy już przybył w okolice Jordanu, spostrzegli jednak wnet, że się pomylili, Jan bowiem był ciemniejszej tuszy i surowszy z postaci. W Hebron święcił Jezus szabat i zostawił tu towarzyszy podróży. Odwiedzał chorych, niosąc im słowa pociechy pomagał im, dźwigał ich, przenosił, podścielał im łoże; nie widziałam jednak, aby kogo uzdrawiał. Zjawienie się Jego sprawiało na wszystkich miłe wrażenie. Zbliżał się także do opętanych, którzy w Jego obecności się uspokajali; szatanów jednak nie wypędzał. Gdzie tylko przechodził, wszędzie niósł pomoc, gdy widział jej potrzebę. Upadłych podnosił, pragnących pokrzepiał, podróżnych przeprowadzał przez kładki na strumykach, wszyscy podziwiali pielgrzyma, tak pełnego miłości. Z Hebron przybył do miejsca, gdzie Jordan wpływa do Morza Martwego. Przeprawiwszy się przezeń, podążył wschodnim jego brzegiem ku Galilei. Widziałam, jak przebywał między Pella a okolicą Gergeza. Robił małe wycieczki i niósł wszędzie pomoc. Odwiedzał wszystkich chorobą dotkniętych, nawet trędowatych, pocieszał, usługiwał im, zachęcał do modlitwy, podawał środki lecznicze, będąc od wszystkich podziwianym. Zdarzyło się, że w jednym miejscu lud, znając proroctwo Symeona i Anny, pytał się Go, czy to nie On jest owym przez proroka przepowiedzianym? Z miłości ku Niemu towarzyszył mu zwykle tłum z jednego miejsca do drugiego. Opętani przez czarta zachowywali się spokojnie w Jego obecności. Był także nad brzegiem rwącej rzeczki Hieromaks, która poniżej morza Galilejskiego, wpływa do Jordanu niedaleko owej stromej góry, z której na Jego rozkaz stado wieprzów w morze wpadło. Przy rzece stał cały rząd małych chatek z gliny, niby pasterskich, zamieszkanych przez ludzi, trudniących się budowaniem statków. Ludzie ci nie mogli sobie dać rady; Jezus więc przyszedł do nich i chętnie im pomagał. Widziałam, jak dźwigał belki i Sam z nimi pracował, wykazując im różne ułatwienia i korzyści, a napominając wśród pracy do miłości i cierpliwości. Następnie widziałam Jezusa w Dothaim, miejscowości nader rozwlekłej, położonej w kierunku północno — wschodnim od Seforis. Była tam synagoga. Lud tam nie był zły, lecz bardzo zaniedbany. Tam posiadał niegdyś Abraham pastwiska dla swych zwierząt ofiarnych; tam Józef strzegł owiec ze swymi braćmi, w tej okolicy też został sprzedany. Dothaim było teraz mało zamieszkane; żyzne jednak pola i liczne pastwiska rozciągały się aż do morza Galilejskiego. Znajdował się tam wielki dom, coś w rodzaju domu obłąkanych, zamieszkiwany przez opętanych przez czarta. Nieszczęśliwi ci w wściekłości bili się na zabój, gdy właśnie Jezus tam zawitał. Ludzie nie byli wstanie ich poskromić. Lecz Jezus przybliżywszy się do nich, rozmawiał z nimi, a ludzie ci ucichli zupełnie. Napomniani, odeszli spokojnie, każdy do rodzinnych stron. Mieszkańcy Dothaim, nadzwyczaj tym zdziwieni, nie chcieli Jezusa od siebie

 

164

 

puścić i zaprosili Go na gody weselne, na których, jako obcy, był wielce poważany; rozmawiał uprzejmie i z mądrością, a nowożeńcom dawał upomnienia. Oni to później przy zjawieniu się Jego w Thebez, przystąpili do uczniów Jego. Skoro Jezus znów przybył do Nazaretu, odwiedził znajomych Swoich rodziców; wszędzie Go jednak chłodno przyjęto. Odmówili Mu wstępu do synagogi, gdy chciał tamże nauczać. Przemawiał zatem na miejscach publicznych wobec wielu ludzi, wobec Saduceuszów i Faryzeuszów, przedstawiając im Mesjasza zupełnie inaczej, jak sobie każdy z nich wyobrażał. Jana Chrzciciela nazywał On głosem na puszczy. Z okolicy Hebronu przyszło razem z Nim dwóch młodzieńców, ubranych w powłóczyste szaty i przepasanych jak kapłani, jednak nie zawsze z Nim chodzili. Tutaj też święcił Jezus Szabat. Widziałam potem, jak Jezus i Maryja, Maria Kleofasowa, rodzice Parmenasa, w ogóle około 20 osób, opuścili Nazaret i szli znowu do Kafarnaum. Mieli także ze sobą osły z pakunkami. Dom w Nazarecie pozostał oczyszczony i schludny. Był tak schludnie uprzątnięty i kobiercami wewnątrz zasiany, że przedstawiał mi się jak kościół. Stał próżny. Trzeci mąż Marii Kleofasowej, zarządzający domem Anny, jako też i jej synowie, mają staranie o ów domek. Maria Kleofasowa z najmłodszymi swymi synami, Józefem, Barsabą i Szymonem, mieszkała bardzo blisko owego domku, który Lewi w bliskości Kafarnaum Panu ustąpił; rodzice Parmenasa również niedaleko mieszkali. Stąd szedł Jezus znów dalej z miejsca na miejsce, zatrzymując się szczególnie tam, gdzie przebywał Jan, który z pustyni już był powrócił. Chodził do synagog i nauczał, pocieszał chorych i pomagał im. Zdarzyło się, że gdy w pewnej małej miejscowości mówił o chrzcie Janowym, bliskim Mesjaszu, o pokucie, zaczęli szemrać i pogardzać Nim. Niektórzy nawet mówili: „Przed trzema miesiącami żył jeszcze Jego ojciec, cieśla, wtedy z nim przy warsztacie pracował, a teraz, zwiedziwszy nieco obcych krajów, przychodzi znowu nas uczyć Swej mądrości.” Był także w Kanie, gdzie odwiedził Swych krewnych i nauczał. Dotychczas nie ma przy Nim jeszcze żadnego z późniejszych uczniów. Zdaje się dopiero ludzi poznawać i na gruncie, przez Jana w nich przygotowanym, dalej budować. Z jednej miejscowości do drugiej towarzyszy Mu niekiedy jaki poczciwy człowiek. Raz widziałam czterech mężów, między nimi późniejszych Jego uczniów, jak w okolicy między Samarią a Nazaretem, czekali na Jezusa, stojąc w cienistym miejscu przy gościńcu. Jezus nadchodził w towarzystwie jednego mężczyzny. Mężowie ci wyszli naprzeciw Niemu, opowiadając, jak ich Jan ochrzcił, przepowiadając zarazem bliskie nadejście Mesjasza. Mówili Mu również o ostrej mowie Jana do żołnierzy, z których Jan kilku ochrzcił. Między innymi powiedział im, że mógłby z takim skutkiem ochrzcić kamienie z Jordanu. Potem posili z Jezusem dalej. Stąd skierował Jezus Swe kroki na północ wzdłuż morza Galilejskiego. O Mesjaszu mówił już wyraźniej i jaśniej, opętani wołali za Nim w niektórych miejscowościach. Z jednego opętanego wygnał czarta i nauczał po szkołach. Wkrótce spotkało Go sześciu mężów, wracających od chrztu Jana; między nimi znajdował się Lewi, zwany później Mateuszem, i dwaj synowie wdów, Elżbiecie pokrewnych. Znali oni Jezusa jako krewnego i z opowiadania; domyślali się więc w Nim tego, o którym Jan mówił, nie byli jednak tego pewni. Opowiadali oni o Janie, o Łazarzu, siostrach jego i o Magdalenie, która według nich zapewne także przez czarta była opętana. W tym czasie mieszkała już na zamku w Magdalum. Mężowie ci szli dalej za Jezusem, podziwiając Jego mowy. Młodzieńcy, przychodzący do Jana z Galilei, opowiadali mu często o tym wszystkim, co o Jezusie wiedzieli i słyszeli; ci zaś, którzy przychodzili z Ainon, miejsca, gdzie Jan

 

165

 

chrzcił, opowiadali Jezusowi o Janie. Stad szedł Jezus brzegiem jeziora do ogrodzonego miejsca rybaków, gdzie stało pięć okrętów. Na brzegu znajdowało się wiele domków, zamieszkanych przez rybaków. Właścicielem tego miejsca połowu był Piotr, znajdujący się wtedy wraz z Andrzejem w chacie. Jan i Jakub wraz ze swym ojcem Zebedeuszem i kilku innymi byli na okrętach. Na okręcie środkowym był ojciec żony Piotra i trzej jego synowie. Imiona ich wszystkie wiedziałam, lecz teraz wyszły mi już z pamięci. Ojca nazywano także Zelotes, a to z tej przyczyny, że raz prowadził z Rzymianami sprzeczkę o prawo żeglugi na jeziorze, i spór wygrał; odtąd otrzymał to imię. Ogółem było na okrętach około trzydzieści osób. Jezus, przechodząc ścieżką nadbrzeżną pomiędzy chatkami a okrętami, rozmawiał z Andrzejem i innymi. Czy z Piotrem także mówił, tego nie wiem. Oni Go dotychczas jeszcze nie znali. Mówił z nimi o Janie i o bliskim nadejściu Mesjasza. Andrzej został po swoim chrzcie uczniem Jana. Jezus przyobiecał im, że znowu do nich przyjdzie.

 

Podróż Jezusa przez Liban do Sydonu i Sarepty

 

Jezus zwrócił się teraz od jeziora ku górom Libanu, a to głównie z powodu pogłosek i pewnego zamieszania. Wielu uważało Jana za Mesjasza, inni mówili, że jest nim Ten, na którego Jan wskazuje. Towarzyszyło Jezusowi około sześciu do dwunastu młodzieńców, a po drodze jedni odchodzili, drudzy przychodzili, i tak liczba ich wciąż się zmieniała. Słuchali pilnie Jego nauki i nieraz przychodziło im na myśl, że zapewne On jest Tym, na którego Jan wskazuje. Jezus nie obcował bliżej z żadnym z nich; umiał być w ich towarzystwie odosobnionym, a jednak rzucał posiew i przygotowywał żniwo. Wszystkie te Jego wędrówki w tej okolicy miały związek z wędrówkami i czynami proroków, mianowicie Eliasza, i były ich spełnieniem. Przeszedłszy z towarzyszami wyżynę Libanu, ujrzał Jezus nad morzem miasto Sydon. Widok z góry był niewypowiedzianie piękny. Zdawało się, jakoby miasto tuż nad morzem leżało, chociaż w rzeczywistości było od miasta do morza trzy kwadranse drogi. Było ono wielkie i ludne. Domy wyglądały z góry jakoby okręty, gdyż na płaskich dachach stało mnóstwo drągów i rusztowań, obwieszonych różnymi barwnymi tkaninami, a pomiędzy domami wiły się tłumy pracującego ludu. Widziałam, jak tam wykonywano rozmaite błyszczące naczynia. Wokoło miasta leżało wiele małych wiosek; ziemia była wszędzie bardzo urodzajna, to też na każdym kroku widać było mnóstwo owoców. Około niektórych drzew urządzone były siedzenia, na inne wiodły znowu schody, tak że między gałęziami, jak w altanie mogło się całe towarzystwo usadowić. Równina między górami a morzem, na której leży miasto, nie jest bardzo szeroka. Miasto zamieszkiwali żydzi i poganie, zajmujący się handlem zamiennym. Bałwochwalstwo kwitło w wysokim stopniu. Z tego miasta pochodziła królowa Jezabel, która tak srodze prześladowała Eliasza. Idąc do miasta, nauczał Pan Jezus w małych wioskach; ucząc w cieniu drzew, opowiadać o Janie, nakłaniając do chrztu i pokuty. W mieście przyjęto Jezusa mile, podobnie jak i za pierwszą Jego tu bytnością. Tu nauczał Jezus w szkole, przepowiadając rychłe wystąpienie Mesjasza i nakłaniając do porzucenia bałwochwalstwa. Towarzyszów swoich zostawił Jezus w Sydonie, a sam udał się do miejscowości, więcej oddalonej od morza, a zwróconej ku południowi, aby tam modlić się na osobności. Miejscowość ta, opasana grubymi murami, a prócz tego z jednej strony otoczona lasem, posiada wiele winnic. Jest to Sarepta, gdzie niegdyś

 

166

 

uboga wdowa żywiła Eliasza. Od tego czasu zachowywali mieszkańcy, tak żydzi jak poganie, następujący zabobonny zwyczaj: W izdebkach, urządzonych w murach miasta, pozwalali mieszkać pobożnym wdowom i byli przekonani, że to ich ustrzeże od wszelkich niebezpieczeństw i zachowa miasto od wszelkiej nieprawości. Teraz mieszkali tam jacyś starcy. Starcy ci żyją tu jak pustelnicy, chcąc uczcić przez to Eliasza i zachować dawny zwyczaj. Czas przepędzają na rozmyślaniu, tłumaczeniu proroctw i proszą Boga o zesłanie Mesjasza. Jezus zamieszkał u jednego z nich, w miejscu, gdzie niegdyś mieszkała owa wdowa, nauczał ich o Mesjaszu i chrzcie Jana. Pobożni to ludzie, ale mają wiele błędnych pojęć; wyobrażają sobie np., że Mesjasz ma przyjść jako potężny, bogaty król. — Jezus stąd często wychodzi do pobliskiego lasu, aby modlić się na osobności. Naucza starszych w synagodze, a często poucza i dzieci. Czasem chodzi po okolicy i napomina ludzi, aby unikali stosunków z poganami, których wielka liczba tam mieszka. Zwykle chodzi sam, czasem tylko ma w koło Siebie tutejszych ludzi. Często widzę Go, jak na pagórku, lub pod drzewem naucza mężczyzn i kobiety. Wciąż mi się zdaje, jakoby teraz był maj, ponieważ w kraju obiecanym zboże w porze drugiego żniwa tak wygląda, jak u nas w maju. Zboża nie rżną tutaj zupełnie nisko przy ziemi. Ucinają tylko mniej więcej na łokieć z góry, a resztę zostawiają. Zerżniętego zboża nie młócą, tylko układają w snopy na ziemi i tłoczą walcem, ciągnionym dwoma wołami. Zboże jest bardzo suche, więc wykrusza się łatwo. Czynność ta odbywa się pod gołym niebem, lub pod słomianym dachem, opartym na czterech słupach. Z Sarepty udał się Jezus w kierunku północno wschodnim do miejscowości, położonej obok wielkiego pola bitwy, na które Ezechiel, przeniesiony duchem miał widzenie, jakoby kości poległych powstawały z ziemi, przyoblekały się w ciało, a następnie ożywiały się pod tchnieniem lekkiego wietrzyka. Otrzymałam wyjaśnienie, że zgromadzenie się i przyobleczenie w ciało tych martwych kości spełniło się przez chrzest i naukę Jana, zaś ożywienie ciał przez tchnienie wietrzyka, oznacza odkupienie przez Jezusa i zesłanie Ducha św. Ludzi tu zamieszkałych pocieszał Jezus w ich smutku i przygnębieniu i objaśniał im znaczenie widzenia Ezechiela. Potem szedł Jezus jeszcze więcej ku północy, w stronę, gdzie Jan najpierw po powrocie z puszczy przebywał. Była tu mała osada pasterska, w której niegdyś dłuższy czas przebywała Noemi wraz z swą córką Ruth. Pozostawiła po sobie tak miłe wspomnienie, że jeszcze teraz ludzie o niej mówili; później mieszkała przy Betlejem. W tej okolicy, nieco wyżej, miał Jakub swoje pola. Jezus nauczał tu bardzo gorliwie. Zbliża się jednak czas, kiedy uda się do chrztu drogą przez Samarię. Osadę tę przecina rzeczka, za którą hen w górze znajdowała się studnia Jana. Od studni tej prowadziła bardzo stroma droga na dół, ku polu bitwy Ezechiela; droga ta podobną jest do drogi, po której szli pierwsi rodzice, wypędzeni z raju. Im niżej schodzili, tym mniejsze były drzewa i skarłowaciałe. Wreszcie znaleźli się pośród gęstych zarośli i krzaków, a wszystko dokoła wydało im się dzikim, zeszpeconym. Raj pozostał za nimi gdzieś w niedostępnych wyżynach, a wreszcie zniknął im z oczu przysłonięty górą, która zdawała się występować z ziemi. Zbawiciel wraca teraz z osady do Sarepty, a idzie tą samą drogą, którą niegdyś szedł Eliasz od potoku Karith do Sarepty. Po drodze naucza tu i ówdzie, i minąwszy Sydon, przybywa do Sarepty; stąd uda się niedługo na południe dla przyjęcia chrztu. W Sarepcie święci jeszcze Szabat. Po Szabacie wyruszył Jezus z Sarepty drogą, prowadzącą do Nazaretu. Po drodze znowu nauczał; czasem miał towarzyszy, to znowu szedł sam, a zawsze boso. Tylko, gdy zbliżał się do jakiej miejscowości, wkładał sandały na nogi.

 

167

 

Przeszedłszy przez doliny, ciągnące się koło Karmelu, doszedł do drogi, która stąd prowadziła do Egiptu, a potem zwrócił się na wschód. Matka Boża, Maria Kleofe, matka Parmenasa i dwie inne niewiasty, są także w drodze do Nazaretu. Tamże dążą również Serafia (Weronika), Joanna Chusa i syn Weroniki, który później należał do grona uczniów. Idą zobaczyć się z Maryją, z którą znają się z dorocznych podróży do Jerozolimy. Maryja i Józef podobnie jak i inne pobożne rodziny odprawiali w trzech miejscach nabożeństwa doroczne: w świątyni jerozolimskiej, w Betlejem pod drzewem terebintowym i na górze Karmel. Rodzina Anny i inni pobożni ludzie wstępowali na Karmel zwykle w maju, wracając z Jerozolimy. Była tam studnia i grota Eliasza, urządzona jak kaplica. W rozmaitych porach roku przychodzili tu nabożni żydzi prosić Boga o zesłanie Mesjasza. Niektórzy z nich osiedlali się tu na stałe, a później także chrześcijanie. W pewnym miasteczku, leżącym po zachodniej stronie góry Tabor, uczył Jezus w szkole o chrzcie Jana. Miał około Siebie pięciu towarzyszów, między nimi byli późniejsi uczniowie. Rada jerozolimska rozesłała przez posłańców listy do wszystkich główniejszych miejscowości, gdzie były szkoły i urzędy, z poleceniem, aby dawali baczenie na tego, o którym Jan Chrzciciel mówi, że jest Mesjaszem i że od niego przyjmie chrzest. Na tego niech uważają i donoszą o wszystkich jego czynnościach, gdyż, jeśli to jest Mesjasz, to nie potrzebuje przyjmować chrztu od Jana. Uczynili to z niechęci ku Niemu, gdy się dowiedzieli, że to jest ten sam, który jako dwunastoletni chłopiec nauczał w świątyni. Posłańcy z tymi listami przybyli także do miasta Gazy, położonego o cztery mile od Hebron, niedaleko morza. Tu znaleźli niegdyś wywiadowcy Aarona i Mojżesza ogromne winogrona. Od miasta aż do morza ciągnął się szereg namiotów, w których wystawione były na sprzedaż najrozmaitsze tkaniny i jedwabie. W towarzystwie pięciu uczniów nauczał Jezus tu i ówdzie aż do okolicy, gdzie była studnia Jakuba i tu obchodził szabat. Gdy wracał z towarzyszami do Nazaretu, wyszła naprzeciw. Niego Najśw. Panna; zobaczywszy jednak, że nie idzie sam, wróciła się, nie przywitawszy Go. Podziwiam jej zaparcie się. — Zaraz po przybyciu nauczał Jezus w szkole, przy czym święte niewiasty także były obecne. Na drugi dzień nauczał Jezus znowu w synagodze wobec wielkiego tłumu ludu. W około Niego było pięciu uczniów i około dwudziestu dawniejszych Jego towarzyszów z lat młodzieńczych. Świątobliwych niewiast nie było przy tym. Słuchacze mruczeli niezadowoleni, i mówili między sobą, że może teraz chce zająć opuszczone miejsce Jana i chrzcząc ludzi, zechce uchodzić za równego jemu. Bo tego mu jednak, jak mówili, dużo brakuje. Jan wychował się na puszczy, ale Jego znają dobrze; nie uda Mu się więc przewodzić nad nimi.

 

Jezus w Betsaidzie i Kafarnaum

 

Z Nazaretu udał się Jezus do Betsaidy, gdzie chciał jeszcze kilku mężów pozyskać dla nowej nauki. Święte niewiasty i inni towarzysze Jezusa pozostali w Nazarecie. Nim odszedł, był w domu Swej matki, gdzie również zebrali się Jego przyjaciele. Tu oświadczył im, że odchodzi teraz, aby ucichła niechęć, jaka przeciw Niemu powstała, ale że później wróci. Był wtedy przy Nim Amandor, syn Weroniki, syn jednej z trzech wdów spokrewnionych z Jezusem — nazywał się, zdaje mi się, Syrach — i pewien krewny Piotra, jeden z późniejszych uczniów Jezusa. Przybywszy do Betsaidy, miał Jezus podczas szabatu w synagodze naukę, w której wymownymi słowy przedstawiał im potrzebę rychłego przyjęcia chrztu i czynienia pokuty. Jeśli nie przyjmą chrztu z rąk Jana, to przyjdzie czas, że wołać

 

168

 

będą „biada”, ale już będzie za późno. Między licznie zgromadzonym ludem w synagodze, nie widziałam, jak mi się zdaje, prócz Filipa, żadnego z późniejszych apostołów. Inni apostołowie z Betsaidy i okolicy obchodzili gdzie indziej szabat. Przebywali oni w miejscu połowu ryb niedaleko Kafarnaum. Podczas nauki Jezusa w Betsaidzie prosiłam gorąco Pana Boga, aby ci ludzie się nawrócili i dali się ochrzcić; wtedy to miałam widzenie, jak Jan, jako gotujący drogę Jezusowi, z grubsza oczyszczał ludzi z brudu grzechowego. Pracował gorliwie z natężeniem i z siłą. Skóra, którą był okryty, spadała mu na przemian z jednego ramienia na drugie. Musiała to być tylko wyobraźnia, gdyż widziałam, jak niektórym z tych, których chrzcił, opadała jakby łuska, z drugich wychodziły czarne kłęby pary, a na wielu spadały jasne, świecące obłoki. Także w Kafarnaum nauczał Jezus w szkole. Ze wszystkich stron schodziły się tłumy ludu; byli także obecni Piotr, Andrzej i wielu innych, którzy już przyjęli chrzest z rąk Jana. Później widziałam Jezusa nauczającego tłumy ludu o dwie godziny drogi od Kafarnaum na południe. Miał tylko trzech uczniów przy Sobie. Późniejsi Apostołowie, którzy słuchali Jego nauk w Kafarnaum, wrócili do swej pracy na jeziorze, nie czekając, aż Jezus się z nimi rozmówi. Tu nauczał Jezus również o chrzcie Jana i o spełnionej obietnicy. Potem przeszedł przez dolną Galileę, idąc ku południowi w kierunku Samarii, nauczając po drodze tu i ówdzie. Szabat obchodził w pewnej szkole, położonej między Nazaretem a Seforis. Były tam obecne święte niewiasty z Nazaretu, a także żona Piotra jako też żony kilku innych z późniejszych Apostołów. Miejscowość ta składała się tylko z kilku domów i szkoły, a tylko polem przedzielona była od dawniejszego domu Anny. Z późniejszych Apostołów przybyli dla słuchania Jezusa: Piotr, Andrzej, Jakub Młodszy, Filip, wszyscy uczniowie Jana. Filip pochodził z Betsaidy; był dosyć wykształconym i należał do pisarzy zakonnych. Jezus nie zatrzymywał się tu dłużej; nie jadł nawet nic, tylko nauczał ciągle. Apostołowie obchodzili szabat prawdopodobnie gdzieś w pobliskiej miejscowości (żydzi często udają się gdzie indziej na czas szabatu), a potem przyszli tu, słysząc o obecności Jezusa. I teraz jeszcze nie mówił z nimi Jezus o żadnych ważniejszych sprawach.

 

Jezus w Seforis, Betulii, Kedes i Jezrael

 

Stąd udał się Jezus przez góry z trzema uczniami do Seforis, które było oddalone od Nazaretu o 4 godziny drogi. Tu przebywał w gościnie u ciotecznej babki, nazwiskiem Maraha, która była najmłodszą siostrą Anny. Miała ona córkę i dwóch synów, którzy nosili długie, białe suknie. Nazywali się Arastaria i Koharia; oboje należeli później do grona uczniów Jego. Najśw. Panna, Maria Kleofasową i inne niewiasty także dotąd zdążały. Jezusowi umyto nogi, a następnie odbyła się uczta. Jezus nocował w domu Marahy; który dawniej był własnością rodziców Anny. Seforis jest to wielkie miasto. Są tam trzy sekty: Faryzeusze, Saduceusze i Esseńczycy i trzy szkoły. Miasto to ucierpiało często przez wojny, a dzisiaj niema z niego prawie śladu. Jezus zostawał tu przez kilka dni, nauczając i wzywając do chrztu z rąk Jana. W tym samym dniu nauczał w dwóch synagogach, w jednej wyższej i większej, i w drugiej mniejszej. W większej byli obecni Faryzeusze. Ci byli niechętni Chrystusowi i szemrali przeciwko Niemu. Niewiasty były też na tej nauce. W mniejszej synagodze, Esseńczyków, nie było miejsca dla kobiet. Tu przyjęto Go chętnie. Gdy Jezus uczył w szkole Saduceuszów, stała się rzecz nadzwyczajna. Było w Seforis bardzo wiele opętanych, obłąkanych i wariatów. Uczono ich w szkole, znajdującej się

 

169

 

obok synagogi, a w naukach i nabożeństwie, przeznaczonym dla zdrowych ludzi, musieli i oni brać udział. wówczas stawali z tyłu w osobnej kruchcie i przysłuchiwali się nauce. Pomiędzy tymi chorymi stali dozorcy z kańczugami, każdy mając dozór nad pewną liczbą opętanych, stosownie do tego, w jakim stopniu chorzy byli złośliwymi. Widziałam ich, zanim jeszcze Jezus przyszedł do szkoły, jak podczas nauki Saduceuszów wykrzywiali twarze i popadali w konwulsje, a dozorcy biciem ich znowu uspokajali. Gdy Jezus przyszedł, byli z początku spokojni, ale po chwili zaczął to jeden, to drugi wykrzykiwać: ―To jest Jezus z Nazaretu, urodzony w Betlejem, któremu oddali cześć Mędrcy ze wschodu, a Matka Jego jest u Marahy. On teraz rozpoczyna nową naukę. Tego cierpieć nie można.” W ten sposób wywoływali ci opętańcy całe życie Jezusa i to wszystko, co się dotychczas z Nim działo. Raz ten zaczynał, to znów drugi, tak że bicze stróżów były daremne. Naraz podnieśli krzyk wszyscy razem i powstało ogólne zamieszanie. Wtedy rzekł Jezus, aby ich przyprowadzono do Niego przed synagogę i posłał dwóch uczniów do miasta, aby przyprowadzili wszystkich tych, którzy podlegali podobnemu nieszczęściu. Wkrótce stanęło koło Niego więcej niż pięćdziesięciu tych nieszczęśliwych, a wokoło nich mnóstwo widzów. Ale szaleńcy ci nie przestawali krzyczeć. Wtedy rzekł Jezus: ―Duch, który przez was mówi, jest z piekła i niech na powrót tam wróci” i w tejże chwili uspokoili się i zostali uzdrowieni, a wielu z nich widziałam, jak upadli na twarz przed Jezusem. Uzdrowienie to wywołało w mieście rozruch. Jezus i Jego uczniowie byli w wielkim niebezpieczeństwie, a zamieszanie wzrastało tak dalece, że Mistrz był zmuszony uciec do pewnego domu a w nocy opuścić miasto, co również zrobili trzej Jego uczniowie i synowie Marahy: Koharia i Arastaria, jako też świątobliwe niewiasty. Matka Jezusowa była w wielkim smutku i trwodze, bo widziała po raz pierwszy Syna Swego tak prześladowanego. Umówili się, że się zejdą za miastem pod drzewami, aby stamtąd udać się do Betulii. Większa część z tych uzdrowionych, przez Pana Jezusa, przyjęła chrzest z rąk Jana i ci to byli przeważnie, którzy tu potem przystali do Chrystusa. Betulia jest to miasto, przy którego oblężeniu Judyta zgładziła Holofernesa. Leży na górze w stronie południowowschodniej od Seforis, wskutek czego rozciąga się stamtąd daleki widok. Niedaleko stąd, w Magdalum, jest zamek Magdaleny, która wówczas opływała w dostatkach. W Betulii jest także zamek, a miejscowość obfituje w studnie. Jezus i Jego uczniowie zajęli gospodę przed Betulią. Tu przyszła do Niego Maryja i święte niewiasty. Słyszałam, jak Maryja prosiła Jezusa, aby tu zaprzestał nauczania, bo jest w wielkiej obawie, aby wskutek tego znów nie powstały rozruchy. Ale Jezus odpowiedział, że wie, co ma spełniać. Maryja znów rzekła do Niego: ―Może teraz przyjmiemy chrzest z rąk Jana?” A Jezus odpowiedział Jej z powagą: ―Po co teraz mamy przyjmować chrzest? Czy potrzebny jest? Będę jeszcze obchodził i zgromadzał, i powiem, jeżeli będzie potrzeba iść do chrztu.” Maryja zamilkła, podobnie jak w Kanie i poszła z towarzyszkami do Betulii. Widziałam jednakowoż, że święte te niewiasty przyjęły chrzest dopiero po Zielonych Świętach przy sadzawce w Betsaidzie. Jezus uczył w szabat w synagodze i przyszło wiele ludzi z okolicy, aby Go słyszeć. I tu w Betulii widziałam także bardzo wiele obłąkanych i opętanych, siedzących przy drogach przed miastem, tudzież na ulicach, kędy Jezus przechodził, uspokojonych od napadów, a nawet uzdrowionych, wskutek czego ludzie niekiedy mówili: „Ten człowiek musi mieć taką moc, jaką mieli dawni prorocy, gdyż na Jego ukazanie się nieszczęśliwi ci uspokoili się.” Ludzie ci czuli, że On im pomógł, chociaż nic na nich nie uczynił, dlatego poszli do Niego do gospody, aby Mu podziękować. Uczył i zachęcał do chrztu i mówił bardzo surowo, zupełnie na sposób Jana. Mieszkańcy

 

170

 

Betulii cenili bardzo Jezusa i Jego uczniów i nie chcieli zezwolić na to, aby mieszkał przed miastem, a nawet wielu sprzeczało się o to, u kogo ma mieszkać; ci zaś, którzy nie mogli już Jezusa mieć u siebie, chcieli przynajmniej mieć jednego z pięciu uczniów Jego, którzy przy Nim byli. Ci jednakowoż pozostali przy Jezusie, który mieszkańcom przyrzekł kolejno zmieniać u nich gospodę. Ale cóż, kiedy ta ich troska o Jezusa i miłość dla Niego nie była zupełnie bezinteresowna, co też Jezus zarzucał im w Swoich naukach w synagodze. Mieli zaś ten uboczny cel: chcieli sobie przez zatrzymanie u siebie nowego proroka zjednać dla swego miasta pewne poważanie, które stracili przez handel, stosunki i pomieszanie z poganami. Nie było więc w nich czystej miłości dla prawdy. Gdy Jezus opuścił Betulię, widziałam Go uczącego w dolinie pod drzewami. Towarzyszyło Mu tylko pięciu uczniów i może ze dwadzieścia osób. Święte niewiasty już przed Jezusem poszły drogą do Nazaretu. Opuścił Betulię, bo za nadto był otoczony ludźmi. Zeszło się bowiem z okolicy bardzo wiele chorych i opętanych, a On nie chciał teraz jeszcze tak otwarcie występować jako uzdrawiający. Idąc dalej, miał morze Galilejskie poza Sobą. Miejsce, gdzie teraz uczył, było dawnym miejscem nauczania Esseńczyków albo proroków, wzniesione i pokryte murawą, otoczone w koło małymi groblami, które służyły dla odpoczynku i przysłuchiwania się. Było ze 30 osób koło Jezusa. Wieczorem widziałam Go, jak z towarzyszami przybył do małej miejscowości z synagogą, oddalonej godzinę drogi od Nazaretu, w której był, zanim szedł do Seforis. Lud tutejszy przyjął Go bardzo chętnie i umieszczono Go w jednym okazałym domu z podwórzem. Umyto Jemu i uczniom nogi, zdjęto im suknie podróżne, wytrzepano je, oczyszczono i przygotowano im ucztę. Tu uczył Jezus w synagodze; niewiasty były w Nazarecie. Na drugi dzień udał się Jezus o dwie mile dalej, do miasta Lewitów Kedes albo Kizjon. I tutaj szło za Nim coś ze siedmiu opętanych, którzy jeszcze wyraźniej, niż owi w Seforis wykrzykiwali Jego posłannictwo i historię życia. Wyszli Mu tu naprzeciw kapłani i młodzieńcy w długich, białych sukniach, ponieważ kilku z Jego otoczenia uprzedziło Go do miasta. Tu Jezus nie uzdrawiał opętanych, gdyż kapłani zamknęli ich do pewnego domu, aby nie przeszkadzali. Dopiero później, po Swoim chrzcie, uzdrowił ich. Tu wprawdzie przyjmowano i obsługiwano Jezusa bardzo uprzejmie, ale gdy zaczął uczyć, pytali Go, jakim prawem to czyni, skąd ma takie posłannictwo, skoro przecież jest Synem Józefa i Maryi. Ale Jezus odpowiedział wymijająco, że Ten, który Go postał, i którego jest Synem, objawi to przy Jego chrzcie. I wiele jeszcze o tym mówił ucząc o chrzcie Jana, na pagórku w środku owej miejscowości, gdzie podobnie jak koło Tebez, na pagórku było przygotowane miejsce, do nauczania, — lecz nie pod gołym niebem, tylko pod namiotem czy szopą, pokrytą sitowiem. Stamtąd szedł Jezus przez pasterską okolicę, gdzie po drugim dniu Paschy uzdrowił trędowatego, a następnie nauczał w rozmaitych miejscowościach. Na szabat zaś przybył ze Swoimi uczniami do Jezrael, miejscowości składającej się z ogrodów, starych budynków i wieżyc. Przez środek zaś prowadzi główna droga zwana królewską. Wielu z Jego otoczenia wyprzedziło Go naprzód, On zaś Sam szedł zdaje mi się w towarzystwie 3 osób. W tej miejscowości mieszkali ludzie, którzy ściśle przestrzegali zakon żydowski; nie byli to Esseńczycy, ale tak zwani Nazarejczycy. Ślubowali oni przez krótszy lub dłuższy przeciąg czasu żyć we wstrzemięźliwości od różnych rzeczy. Mieli wielką szkołę i kilka domów. Młodzieńcy mieszkali w osobnym domu, a dziewice też osobno; małżeństwa ślubowały także na dłuższy czas powściągliwość. W czasie tym mieszkali mężczyźni w domu obok domu młodzieńców, kobiety zaś w

 

171

 

samym domu dziewic. Wszyscy ci ludzie byli ubrani szaro lub biało. Przełożony ich nosił długą, szarą suknię, u której wisiały na dole białe owoce i ozdoby; miał szary pas z białym napisem; około jednego ramienia nosił przepaskę, zrobioną z kręconej, grubej splecionej materii, białoszarego koloru, tak mocnej, jak skręcona serweta. Wisiał przy tym krótki koniec z frędzelkami. Miał także rodzaj kołnierzyka lub płaszczyka, podobnie jak Argos, Esseńczyk, lecz był szarego koloru i zamiast z przodu był z tyłu do zapinania. Z przodu była na tym płaszczyku przymocowana błyszcząca tarcza a z tyłu był jakby pospinany lub sznurowany. Na ramionach wisiały wąskie klapy. Wszyscy nosili pękatą, czarną, błyszczącą wysoką czapkę; na czole były wypisane słowa, w górze na głowie łączyły się trzy kabłąki w gałkę lub jabłko. To jabłko i brzegi czapki były białe i szare. Ludzie ci nosili długie, gęste, kędzierzawe włosy i brody. Namyślałam się, kogo pomiędzy apostołami znałam im podobnego. Wreszcie przypomniałam sobie, iż to był Paweł, który nosił włosy i ubranie na ich sposób, kiedy jeszcze chrześcijan prześladował. Należał on do Nazarejczyków i później go między nimi widziałam. Nie strzygli włosów aż do ukończenia ślubów, a potem obcinali je i ofiarując, wrzucali w ogień; także ofiarowano gołębie. W wypełnianiu ślubu mogli się nawzajem wyręczać. Jezus święci z nimi szabat. — Jezrael jest oddzielone od Nazaretu górami. Niedaleko stąd znajduje się studnia, przy której Saul z wojskiem odpoczywał. W szabat uczył Jezus o chrzcie Jana. Mówił także, że ich pobożność jest chwalebna, ale przesada jest niebezpieczna; drogi do zbawienia są różne, a odosobnianie się w zgromadzeniu wyradza się łatwo w sektę; z dumą i pogardą spoglądają na tych biednych braci, którzy nie mogą się z nimi równać i od mocniejszych powinni doznawać pomocy. Ta nauka była tu bardzo na miejscu, gdyż na ostatnich krańcach tej miejscowości żyli ludzie, którzy się z poganami pomieszali i byli bez kierownictwa i zachęty, a to wskutek tego, że Nazarejczycy się od nich odłączyli. Jezus więc odwiedzał i tych ludzi w ich mieszkaniach i nawoływał ich do nauki, i uczył o chrzcie. Następnego dnia był Jezus na uczcie w domu Nazarejczyków. Omawiali sprawę obrzezania w stosunku do chrztu. Słyszałam po raz pierwszy Jezusa rozprawiającego o obrzezaniu, ale słów Jego nie jestem w stanie dokładnie powtórzyć. Mówił, że prawo obrzezania ma swą podstawę, lecz podstawa, ta ustanie, wtedy mianowicie, gdy lud Boży nie cieleśnie z pokolenia Abrahama, ale duchownie ze chrztu Ducha św. pochodzić będzie. Bardzo wielu z Nazarejczyków zostało chrześcijanami, jednakże tak zawzięcie trzymali się prawa żydowskiego, że wielu z nich chciało pomieszać żydostwo z chrześcijaństwem, i popadli w herezje.

 

Jezus w miejscowości celników

 

Gdy Jezus wyszedł z Jezrael, szedł przez pewien czas ku wschodowi a zwracając się koło góry, która leżała między Jezrael a Nazaretem, zdążał do Nazaretu. W odległości dwóch godzin od Jezrael zatrzymał się w miejscowości, w której było kilka domów, stojących po obu stronach głównej ulicy. Mieszkali tu sami celnicy i kilku ubogich żydów w namiotach, oddalonych od głównego traktu. Droga z mieszkaniami celników była odgrodzona kratami, a u wejścia i na końcu zamknięta. Mieszkali tu bogaci celnicy, którzy dzierżawili wiele ceł w kraju i podnajmowali je znów niższym celnikom, czyli poborcom. Takim niższym celnikiem był Mateusz, tylko w innej miejscowości. Tutaj mieszkała zwykle Maria, siostrzenica Elżbiety; sądzę, że owdowiawszy, przeniosła się do Nazaretu a następnie do Kafarnaum. Jest to ta sama, która była obecną przy śmierci Maryi.

 

172

 

Tędy szła droga komunikacyjna, łącząca Syrię, Arabię i Sydon z Egiptem. Przewożono tu na wielbłądach i osłach ogromne paki z białym jedwabiem w kłębkach, jak len, delikatnymi, białymi i pstrymi materiami, tudzież wielkie, grube, długie zwoje kobierców, a nawet korzenie. Gdy karawana przybyła do okręgu cłowego, zamykano go, zdejmowano paki i wszystko przeszukiwano. Płacono podatek towarem lub pieniędzmi, które były przeważnie trójkątne lub czworo boczne żółte, białe lub czerwonawe sztuki, z wybitą jakąś figurką, z jednej strony wklęsłą, a z drugiej wypukłą; oprócz tego były jeszcze inne monety. Widziałam np. na monetach wyryte małe wieżyczki, dziewicę, także dziecię w czółenku. Takie małe, udatne, złote drążki, jakie królowie ofiarowali przy żłobie, widziałam jeszcze tylko u kilku cudzoziemców, którzy przybyli do Jana Chrzciciela. Celnicy wszyscy byli jak gdyby ze sobą zaprzysiężeni, i jeżeli jeden z nich oszukał kogo więcej, niż inni, to jednak dzielili wszystko między siebie. Byli bogaci i żyli wygodnie. Domy ich były otoczone podwórzami, ogrodami i murami. Przypominali mi oni naszych bogatych wieśniaków z swoimi zagrodami. Żyli zupełnie dla siebie i nikt się z nimi nie wdawał. mieli także szkołę i nauczyciela. Jezus ze Swym otoczeniem był przez nich gościnnie przyjętym. Widziałam tu wiele niewiast przychodzących a pomiędzy nimi, jak mi się zdaje, była i żona Piotra. Jedna z nich rozmawiała z Jezusem, potem odeszły. Może przychodziły lub szły do Nazaretu, z jakim zamówieniem lub zleceniem dla matki Jezusa. Jezus był na przemian u jednego, to znów u drugiego celnika i uczył ich w szkole. Wyrzucał im szczególnie to, że zdzierali często podróżnych, żądając więcej nad należne cło. Wstydzili się bardzo i nie mogli pojąć, skąd On to wie. Byli pokorniejszymi i przyjmowali chętniej jego naukę, aniżeli inni żydzi. Nakłaniał ich do przyjęcia chrztu.

 

Jezus w Kislot, przy górze Tabor

 

Jezus opuścił miejscowość cłową po całonocnej tamże nauce. Wielu z celników chciało obdarzyć Go podarunkami, ale On nic nie przyjął. Niektórzy z nich poszli za Nim; chcieli iść z Nim do chrztu. Przechodził tego dnia przez okolicę koło Dotaim obok domu obłąkanych, gdzie za pierwszym wyjściem z Nazaretu uspokoił szalonych i opętanych. Gdy tamtędy przechodził, wywoływali Jego imię i gwałtem domagali się wypuszczenia. Jezus więc rozkazał dozorcom wypuścić ich — On sam będzie za wszystko odpowiadał. Gdy ich wypuszczono, zaraz się uspokoili, zostali bowiem uzdrowieni i poszli za Nim. Pod wieczór przybył Jezus do Kislot, miasta leżącego u stóp góry Tabor, przeważnie przez Faryzeuszy zamieszkałego. Słyszeli oni o Nim i gorszyli się z tego, że za Nim postępowali celnicy, których oni uważali za zbrodniarzy, znani już opętańcy i wiele innego ludu. Poszedł do szkoły i uczył o chrzcie Jana, a zwracając się do swych towarzyszy, przestrzegał ich, aby się dobrze zastanowili, nim pójdą za Nim, czy potrafią to wszystko wykonać; niech nie myślą, iż ścieżka, którą On idzie, jest wygodną. Opowiadał im także kilka przypowieści o budowaniu. Jeżeli sobie kto chce gdzie wybudować dom, to musi się także zastanowić i obmyślić, czy właściciel ziemi go tam ścierpi; dlatego muszą się najpierw pojednać i czynić pokutę; a jeżeli znów kto chce budować wieżę, to musi najpierw koszta obliczyć. Uczył, wiele jeszcze takich rzeczy, które się nie podobały Faryzeuszom. Dlatego nie tyle słuchali, ile raczej pilnowali Go; widziałam, jak między sobą układali, aby na cześć Jego wyprawić ucztę i podczas niej podchwytywać Go w mowie. W rzeczy samej urządzili Mu wielką ucztę w publicznym budynku. Stały tam trzy

 

173

 

stoły obok siebie; na prawo i na lewo były zapalone lampy, a nad środkowym stołem, przy którym siedział Jezus, kilku Jego uczniów i Faryzeusze, znajdował się zwykły otwór w powale; przy obydwóch bocznych stołach siedzieli towarzysze Jezusa. Widocznie w tym mieście panowała dawna gościnność, że jeżeli wyprawiano obcemu ucztę, — spraszano również i ubogich, z których wielu, zupełnie zapomnianych, żyło w mieście; albowiem Jezus, gdy zasiadł do stołu, zaraz zapytał Faryzeuszów, gdzie są ubodzy, i czy to oni nie mają prawa, aby wziąć w uczcie udziału? Faryzeusze byli zakłopotani i tłumaczyli się, że to już od dawna wyszło z zwyczaju, więc Jezus posłał Swoich uczniów: Arastarię, Koharię, synów Marahy, Kolaję, syna wdowy Seby, aby z miasta sprowadzili tutaj ubogich. Faryzeusze się wielce nad tym zgorszyli a w mieście sprawiło to wielkie wrażenie. Wielu bowiem ubogich leżało już i zasypiali, i widziałam, jak uczniowie kazali im wstawać z łóżek. Sceny te w chatach i norach przedstawiały mi się bardzo pociesznie. Ubodzy przybyli. Jezus i uczniowie Jego przyjęli ich i posługiwali im, a potem miał Jezus bardzo piękną naukę. Faryzeusze byli bardzo rozgoryczeni, ale nie mogli nic uczynić, bo Jezus miał słuszność, a lud w ogóle był z tego zadowolony; słowem był wielki rozruch w mieście. — Po skończonej uczcie zabrali sobie ubodzy jeszcze resztki jedzenia do domu, a Jezus, pobłogosławiwszy im pokarmy i pomodliwszy się z nimi, wezwał ich do przyjęcia chrztu z rąk Jana. Dłużej nie chciał się jednak zatrzymywać w mieście i dlatego w nocy wyszedł stamtąd ze Swoimi. Wielu z Jego otoczenia pozostało, wskutek poprzedniego upomnienia, inni zaś poszli, przygotować się do chrztu Jana.

 

Jezus w miejscowości pasterskiej „Himki”

 

W nocy szedł Jezus przez dwie doliny. Widziałam, że niekiedy rozmawiał ze Swoimi uczniami, to znów zostawał w tyle i klęcząc, modlił się do Boga, a potem znowu ich doganiał. Następnego dnia po południu widziałam Jezusa, jak przybył do pewnej rozległej miejscowości pasterskiej. Była tu szkoła, ale nie było kapłana, który tu zwykle przybywał z odległej miejscowości. Szkoła była zamknięta. Dlatego Jezus zgromadził pasterzy w sali gospodniej i nauczał. Zbliżał się szabat. Wieczorem przybyli kapłani faryzeuszowscy, pomiędzy którymi także było kilku z Nazaretu. Jezus uczył o chrzcie i o zbliżaniu się Mesjasza. Faryzeusze byli Mu bardzo przeciwni, mówili o Jego niskim pochodzeniu i w ten sposób starali się zmniejszyć Jego powagę. Tu Jezus nocował. W szabat uczył Jezus w przypowieściach. Zażądał ziarnka gorczycznego. Przyniesiono Mu je. Wiele o nim mówił i rzekł, że jeżeliby mieli tylko tak wielką wiarę, jak wielkim owo ziarnko jest, to mogliby tę gruszę w morze przesadzić. (Stała bowiem w tym miejscu wielka grusza, pełna owoców). Faryzeusze szydzili z takiej dziecinnej nauki. Wykładał to i tłumaczył bliżej, ale zapomniałam. Opowiadał także o niesprawiedliwym włodarzu. Ale lud tu i w ogóle na całej drodze podziwiał Jezusa i mówił, że ten nowy nauczyciel zupełnie odpowiada temu opowiadaniu, jakie słyszeli od swoich przodków o nauce i duchu ostatnich proroków, tylko że o wiele jeszcze jest łagodniejszy. Miejsce to nazywało się Kimki. Można było stąd widzieć góry Nazaretu, oddalone stąd może o jakie 2 godziny. Miejscowość ta była rozrzucona, zaledwie koło synagogi stało kilka domów razem. Jezus mieszkał tu w domu biednych ludzi, a gospodyni była chora na puchlinę. Jezus więc ulitował się nad nią i uzdrowił ją, kładąc rękę na jej głowę i żołądek. Wyzdrowiawszy, służyła Mu do stołu. Zakazał jej surowo o tym mówić, dopóki nie powróci od chrztu. Wskutek tego pytała Go, dlaczego nie ma tego wszędzie ogłaszać. Odpowiedział: „Ponieważ chcesz o tym opowiadać, oniemiejesz.” I rzeczywiście oniemiała aż do Jego powrotu od chrztu. Upłynęło do tego czasu przeszło

 

174

 

czternaście dni;gdyż w Betulii i Jezrael mówił coś o trzech tygodniach. Jezus nauczał tu w synagodze jeszcze trzeciego dnia. Faryzeusze byli Mu zawsze przeciwni. Mówił o przyjściu Mesjasza, ucząc: „Oczekujecie Go w światowej okazałości, On jednak przyszedł już, ale jako ubogi; przyniesie prawdę, ale dozna więcej nagany, niż pochwały, gdyż On chce sprawiedliwości. Ale nie odłączajcie się od Niego, abyście nie zginęli, podobnie jak dzieci Noego, które z ojca szydziły, gdy mozolnie budował korab, który ich miał przed potopem ocalić. Te zaś, które nie szydziły z niego, weszły do korabia i w ten sposób ocalały.” Potem zwracając się do uczniów Swoich, rzekł: „Nie odłączajcie się ode Mnie, jak Lot od Abrahama, który, szukając lepszych pastwisk, poszedł do Sodomy i Gomory; nie oglądajcie się za przepychem świata, który zniszczył ogień z nieba, abyście się nie stali słupem solnym! Trwajcie przy Mnie we wszelkim ucisku, a Ja was zawsze wspomogę itd.” Faryzeusze stawali się coraz więcej niechętni i mówili: „Co On im obiecuje, a Sam nic nie ma? Czyż nie jesteś z Nazaretu, syn Józefa i Maryi?” Ale On odpowiedział niewyraźnie, że Ten, którego jest Synem, Sam to ogłosi; a gdy rzekli: „Tu i wszędzie, gdziekolwiek nauczałeś, o ileśmy zbadali, mówisz zawsze o Mesjaszu i zapewne chcesz, abyśmy i my Cię za Mesjasza uważali ? wtedy rzekł Jezus: „Na takie pytanie nie pozostaje mi żadna inna odpowiedź, jak tylko: Tak jest! wyście powiedzieli.” Skutkiem tego powstał wielki rozruch w synagodze, Faryzeusze pogasili lampy, a Jezus i uczniowie opuścili tę miejscowość i poszli w nocy gościńcem dalej. Widziałam ich śpiących pod drzewem.

 

Jezus w miejscowości położonej przed Nazaretem

 

Następnego dnia widziałam cisnących się do Jezusa wiele ludzi, którzy, obozując wedle drogi, na Niego czekali. Nie byli oni z Nim w poprzedniej miejscowości, ale już Go nieco wyprzedzili. Widziałam Jezusa, zbaczającego z nimi z drogi i zdążającego około 3 godziny po południu ku pewnej osadzie pasterskiej, która składała się zaledwie z kilku lekko zbudowanych chatek, w których mieszkali pasterze w czasie paszy. Nie było tu kobiet. Pasterze wyszli na spotkanie Jezusa; widocznie wiedzieli o Jego przybyciu od innych, którzy Go uprzedzili. Podczas, gdy jedna część z nich wyszła naprzeciw Niemu, inni tymczasem nazabijali ptaków i rozniecili ogień dla przygotowania uczty. To wszystko odbywało się w publicznej gospodzie; ognisko było oddzielone ścianą; znajdowała się tam ławka z murawy dla wypoczynku, poręcz była upleciona i porosła trawą. Pasterze wprowadzili Pana i Jego uczniów, których było blisko dwudziestu, i tyleż pasterzy. Wszyscy myli nogi, Jezus w osobnej miednicy; zażądał nieco więcej wody i kazał jej nie wylewać. Gdy się już zabierano do uczty, zapytał Jezus pasterzy — zdradzających pewien niepokój — co ich trwoży i czy którego z nich nie brakuje. Na to wyznali, że są niespokojni, ponieważ mają wśród siebie dwóch ludzi, dotkniętych trądem; obawiali się, czy nie jest to przypadkiem nieczysty trąd, i że wskutek tego może by Jezus do nich nie przyszedł; dlatego ich ukryli. Wtedy rozkazał im Jezus przyprowadzić ich i posłał po nich Swoich uczniów. Przybyli ci ludzie — każdy z nich przez dwie osoby prowadzony, owinięci od stóp do głów w prześcieradło, tak że ledwie się poruszali. Jezus dodał im otuchy, mówiąc, że trąd ten nie pochodzi od wewnątrz, lecz od zewnątrz przez zarażenie, co zrozumiałam w duchu w ten sposób, że oni zgrzeszyli nie ze złej woli, lecz zostali uwiedzieni. Kazał umyć ich w wodzie, w której umyte były Jego nogi, a skoro tylko to zrobili, widziałam, jak skorupy z nich opadały i pozostały tylko blizny. Wodę wlano potem do osobnego dołu i przykryto ziemią. Jezus przykazał jeszcze surowo tym poczciwym ludziom

 

175

 

nic nie mówić o swym wyzdrowieniu, aż wróci od chrztu. Potem miał naukę o Janie, o chrzcie i rychłym przyjściu Mesjasza. Wtem za-pytali Go z całą prostotą za kim właściwie mają iść, czy za Nim, tj. za Jezusem, czy też za Janem? który z nich jest największy? A On im odpowiedział: „Ten jest największy, który służy najuniżeniej i najpokorniej; kto się w miłości zniża jak najpokorniej, ten jest największy.” Dalej zachęcał ich do przyjęcia chrztu. Mówił im zarazem o trudnościach w naśladowaniu Go, a wreszcie odprawił wszystkich ze Swego otoczenia oprócz pięciu uczniów, naznaczy-wszy im poprzednio miejsce na puszczy, niedaleko od Jerycho — sądzę, że w okolicy Ofra, gdzie się mieli spotkać; Joachim miał tam wokoło pastwiska. Część z tych ludzi opuściła Go zupełnie, inni poszli wprost do Jana, inni wpierw do domu, aby się przygotować na drogę do chrztu. Jezus z pięciu uczniami szedł ku Nazaretowi, które stąd leżało nie więcej jak o godzinę drogi. Ale nie weszli do miasta. Zbliżyli się tylko doń od strony bramy, przez którą ku wschodowi prowadziła droga ku morzu Galilejskiemu. Nazaret miało pięć bram. Może kwadrans drogi od miasta była stroma góra, skąd często strącano ludzi, a nawet Jezusa pewnego razu strącić chciano. U podnóża tej góry leżało kilka chatek. Jezus polecił pięciu uczniom, aby każdy z osobna sobie wyszukał gospodę; Sam zaś udał się także do jednej chaty na spoczynek. Dostali wody do umycia nóg, trochę chleba i miejsce do spania. Dobra Anny leżały na wschód od Nazaretu. Pasterze także piekli sobie chleb w popiele. Mieli oni wykopaną, nie murowaną studnię.

 

Jezus u Esseńczyka Eliuda

 

Dolina, przez którą szedł Jezus w nocy z KislothTabor, nazywała się Edron, a pole pastorskie z synagogą, gdzie Faryzeusze z Nazaretu szydzili z Jezusa, miało nazwę Kimki. Ludzie, u których zamieszkał Jezus wraz z pięciu uczniami, niedaleko Nazaret, byli Esseńczykami i sprzyjali św. Rodzinie. Byli tam mężczyźni i kilka kobiet, a mieszkali osobno, nie połączeni związkiem małżeńskim, w sklepieniach jakiegoś starego, rozsypanego w gruzy budynku. Przy mieszkaniu mieli małe ogródki; mężczyźni ubierali się w długie, białe suknie, a kobiety w płaszcze. Zwykle mieszkali w dolinie Zabulon, obok zamku Heroda, lecz z przychylności do św. Rodziny przenieśli się dotąd. Jezus zamieszkał u sędziwego, poważnego starca z długą brodą, imieniem Eliud; był on wdowcem i miał córkę jedynaczkę przy sobie, która go pielęgnowała. Był to bratanek Zachariasza. Ludzie ci żyli tu w odosobnieniu, chodzili tylko do synagogi w Nazarecie, do Rodziny św. byli bardzo przywiązani i im to powierzyła Maryja przy Swoim udaniu się w drogę staranie o Jej domek. Rano udało się pięciu uczniów Jezusa do Nazaretu, by odwiedzić krewnych i znajomych i być w szkole. Jezus Sam pozostał u Eliuda, odprawił z nim wspólne modlitwy i rozmawiał o wielu poufnych sprawach. Ten pojedynczy, pobożny mąż świadom był wielu tajemnic. W domu Maryi znajdowały się oprócz Niej cztery kobiety: siostrzenica Jej, Maria Kleofe, ciotka Anny, mieszkającej przy świątyni a krewna Symeona, Joanna Chusa, Maria, matka Jana Marka i wdowa Lea. Weroniki i żony Piotra, którą widziałam niedawno na cle, nie było tutaj. Rano odwiedziła Jezusa Najświętsza Panna z Maria Kleofe. Jezus podał Swej Matce rękę na przywitanie. Zachowanie się Jego względem Niej było pełne miłości, jednak nacechowane powagą i spokojem. Pełna troski o Niego prosiła Go Najśw. Panna, aby nie szedł do Nazaret, bo panuje tam wielkie przeciw Niemu rozgoryczenie, a sprawcami tego są Faryzeusze nazarejscy, którzy, słysząc mowy

 

176

 

Jego w synagodze w Kimki, wzbudzili od nowa niechęć przeciw Niemu. Jezus przyrzekł Jej, że poczeka na przybycie rzeszy, mającej się chrzcić u Jana i że wtedy dopiero z nimi pójdzie przez Nazaret. O tym i wielu innych rzeczach rozmawiał z Nią tego dnia; między innymi powiedział Jej, że trzy razy pójdzie na święto Paschy do Jeruzalem, i że ostatnim razem dozna Maryja wiele smutku. Wiele jeszcze innych tajemnic wyjawił Jej, lecz już wyszły mi one z pamięci. Maria Kleofe, nadobna, stateczna niewiasta, rozmawiała także tego dnia z Jezusem i prosiła Go, aby przyjął jej pięciu synów za Swych uczniów. Jeden z nich — jak mówiła — jest pisarzem, albo raczej rozjemcą, a nazywa się Szymon, dwaj drudzy, Jakub młodszy i Judas Tadeusz, są rybakami; są to synowie z pierwszego jej małżeństwa z Alfeuszem. Po tym pierwszym mężu ma również pasierba Mateusza, który będąc celnikiem, wiele jej zgryzoty sprawia. Z drugiego małżeństwa ze Sabą miała jednego syna, Jozesa Barsabę, również trudniącego się rybołówstwem. Wreszcie z trzecim mężem, rybakiem Jonaszem, ma chłopca Symeona. Jezus pocieszał ją, że oni przyjdą do Niego, a co się tyczy Mateusza (który, idąc z Sydonu, był już w drodze u Niego) zapewniał ją, że ten może być jeszcze najgorliwszym Jego uczniem. Najświętsza Panna wróciła z Nazaretu z kilku krewnymi do Swego mieszkania w Kafarnaum. W tym celu przybyło po Nią kilka sług z jucznymi osłami, aby na nie popakować sprzęty i naczynia, które pozostały ostatnim razem w Nazarecie. Wszystko spakowano w skrzynie, plecione z łyka, lub kory drzewnej, i objuczono tym osły. Dom Maryi w Nazarecie wyglądał podczas Jej nieobecności jak ozdobna kapliczka, ognisko wydawało się ołtarzem. Na ognisku postawiono skrzynkę, a w niej wazonik z pięknym kwiatkiem. Po Jej odjeździe zamieszkają dom ten Esseńczycy.

 

Rozmowy Jezusa z Esseńczykiem Eliudem o tajemnicach Starego Przymierza i o Najśw. Wcieleniu

 

Przez cały dzień prowadził Jezus z Eliudem poufne rozmowy. Na zapytania Eliuda, jakiem jest Jego posłannictwo, podał mu Jezus wiele objaśnień. Wyznał mu, że jest Mesjaszem, opowiadał mu o wszystkich Swych przodkach po Matce i o misterium arki przymierza. Z rozmowy tej dowiedziałam się, że tajemnica ta już przed potopem dostała się do arki przymierza i że od czasu do czasu Bóg odejmował ja ludziom i znowu przywracał. Maryja, jak mówił Jezus, stała się ze Swym przyjściem na świat arką przymierza tej tajemnicy. Podczas rozmowy wydobywał Eliud rozmaite zwoje pisma, wyszukiwał odpowiednie ustępy z proroków, a Jezus mu je objaśniał. Następnie zapytał Eliud Jezusa, dlaczego wcześniej nie przyszedł na świat, na co mu Jezus odrzekł: „Mogłem się narodzić tylko z takiej kobiety, która byłaby poczętą w ten sposób, jak odbywałoby się było poczęcie ludzi, gdyby nie było upadku pierworodnego; a ponieważ do czasu Joachima i Anny nie było tak zacnej i cnotliwej pary małżeńskiej, więc też dlatego nie przyszedłem prędzej na świat.” W ten sposób pouczał Jezus Eliuda i wskazywał mu różne trudności i przeszkody, nie dozwalające na wcześniejsze odkupienie ludzkości. Słyszałam także wiele o historii arki przymierza. Gdy raz wpadła arka w ręce nieprzyjaciół, kapłani wyjęli z niej ową tajemnicę, jak to zwykli byli robić w razie każdego niebezpieczeństwa; jednak za samo znieważenie naczynia, które zawierało taką świętość, ponieśli zasłużoną karę i musieli arkę zwrócić. Pokolenie, które Mojżesz przeznaczył do strzeżenia arki, istniało aż do czasów Heroda. Przy uprowadzeniu żydów do niewoli babilońskiej kazał Jeremiasz ukryć obok innych rzeczy i arkę na górze Synaj, jednak wtenczas nie było już w niej tej

 

177

 

świętej tajemnicy. Arka zginęła od tego czasu na zawsze. Na jej wzór zrobiono drugą, lecz brakło w niej już niektórych rzeczy. Różdżka Aarona i część tajemnicy były na górze Horeb w posiadaniu Esseńczyków. Sakrament błogosławieństwa odnalazł się znowu, choć nie wiem, przez którego kapłana. Ogień święty przechowany był w miejscu, gdzie później był staw Betesda. — Wszystko to, co Jezus mówił Eliudowi, albo widziałam w obrazach, albo słyszałam tylko; lecz nie wszystko utkwiło mi w pamięci. Mówił dalej Jezus, że ciało przyjął z błogosławionego nasienia, które Bóg przed upadkiem odjął Adamowi. Aby cały naród wziął udział w przygotowaniu dzieła odkupienia, musiało to nasienie przechodzić przez wiele pokoleń; często odejmował je Bóg, odwracając światło Swej łaski od ludzi. Widziałam podczas tego opowiadania wszystkich przodków Jezusa, przechodzenie tego błogosławionego nasienia na pierworodnych za pomocą czynności sakramentalnej. Jedzenie i picie ze świętego kubka, który dał anioł Abrahamowi, obiecując mu narodziny Izaaka, było niejako typem Najśw. Sakramentu nowego przymierza i przygotowaniem do przyjmowania w przyszłości ciała i krwi Mesjasza. Przodkowie Jezusa przyjmowali tamten Sakrament, aby przyczynić się do uczłowieczenia Boga, a Jezus uczynił Swe Ciało i krew, przyjęte od przodków, Sakramentem wyższym, mającym służyć do połączenia ludzi z Bogiem. Rozmawiał jeszcze Jezus z Eliudem o świętości Anny i Joachima, jak również o nadprzyrodzonym poczęciu się Maryi pod złotą bramą. Mówił mu, że nie jest poczęty z Józefa; lecz że ciało Swe przyjął z Maryi, która znowu powstała z tego czystego błogosławieństwa, które Bóg odjął Adamowi przed upadkiem jego, które następnie z Abrahama przeszło na Józefa w Egipcie, od niego dostało się do arki przymierza, a z niej cudownym sposobem przeszło do Joachima i Anny. Mówił, że dla odkupienia ludzkości przyjął naturę ludzką ze wszystkimi jej słabościami i skutkiem tego odczuwa wszystko, jak każdy zwyczajny człowiek. Jak wąż Mojżesza na puszczy, tak On będzie wywyższony na górze Kalwarii, gdzie spoczywają zwłoki pierwszego człowieka. Przepowiedział dalej, jak smutnym będzie Jego los i jak niewdzięcznymi okażą się ludzie względem Niego. Od czasu do czasu zapytywał Eliud o niektóre rzeczy w sposób prosty i szczery; widać było jednak, że lepiej wszystko rozumie, niż apostołowie początkowo; umysł jego pojmował dobrze słyszane rzeczy; tego tylko nie mógł zrozumieć, co miało później nastąpić. Zapytał więc Jezusa, gdzie obierze siedzibę swego przyszłego królestwa, czy w Jerozolimie, czy w Jerycho, czy w Engaddi? Na to rzekł Jezus, że tam jest Jego królestwo, gdzie On sam jest, bo nie jest to żadne królestwo, światowe. W dalszym ciągu opowiadał Eliud Jezusowi o Jego matce, a chociaż Jezusowi było to wszystko znanym, jednak słuchał tego łaskawie. Opowiadał także Eliud o Joachimie i Annie, o życiu i śmierci Anny. W tym miejscu objaśnił go Jezus, że nie było kobiety czystszej jak Anna, a że o śmierci Joachima jeszcze dwa razy za mąż wyszła, stało się na wyraźny rozkaz Boga; oznaczona liczba potomków tego szczepu musiała być dopełniona. Gdy Eliud opowiadał o śmierci Anny, ujrzałam przed sobą obraz jej śmierci. Anna leżała na wywyższonym posłaniu w tylnej komnacie swego wielkiego domu; rozprawiała żywo i wcale nie wyglądała na umierającą. Widziałam, jak udzielała błogosławieństwa małym córkom i domownikom, zgromadzonym w przedpokoju. Maryja stała w głowach jej łóżka, a Jezus u nóg. Następnie pobłogosławiła Maryję i prosiła o błogosławieństwo Jezusa, który wyglądał już na dorosłego i miał leki zarost. Potem mówiła coś jeszcze rozradowana. Wtem spojrzała w górę, zbladła jak śnieg, a krople potu wstąpiły na jej czoło. Zawołałam: „Umiera! Umiera!” i chciałam chwycić ją w swoje objęcia; w tym zdało mi się, że umierająca

 

178

 

rzeczywiście przybliża się ku mnie i pada w moje objęcia i jeszcze po ocknięciu się zdawało mi się, że ją trzymam. Eliud opowiadał jeszcze wiele o cnotliwym życiu Maryi w świątyni, a wszystko to przedstawiało mi się w obrazach. Nauczycielka jej, Noemi, była krewną Łazarza. Była to kobieta około pięćdziesięcioletnia i pochodziła również jak wszystkie inne w świątyni służące kobiety, z Esseńczyków. Widziałam, jak Maryja uczyła się u niej robót ręcznych i towarzyszyła jej zawsze, gdy ta czyściła naczynia i sprzęty z krwi ofiarnej, rozdzielała pewne części mięsa ofiarnego i przygotowywała z nich pokarm dla kapłanów i kobiet służących, gdyż to stanowiło po części ich pożywienie. Zachariasz odwiedzał Maryję, ilekroć miał służbę w świątyni, a i Symeon znał ją dobrze. Tak przesuwało mi się przed oczyma jej pokorne, bogobojne życie w świątyni, zupełnie tak samo, jak to Eliud opowiadał Panu. Rozmawiali również o poczęciu Chrystusa. Eliud opowiadał o odwiedzinach Maryi u Elżbiety i w jaki sposób Maryja znalazła tam studnię. To także widziałam. Najśw. Panna udała się ż Elżbietą, Zachariaszem i Józefem do niewielkiej posiadłości Zachariasza, gdzie nie było wody. Najśw. Panna wyprzedziła innych, uklęknąwszy przed ogrodem, modliła się gorąco; następnie uderzyła laseczką trzymaną w ręku o ziemię, z której natychmiast wytrysła woda, opływając mały pagórek. Na to nadeszli Zachariasz i Józef, skopali pagórek, usunęli łopatami ziemię, wydobywająca się woda utworzyła sobie jamę i tak powstała piękna studnia. Zachariasz mieszkał o pięć godzin drogi od Jeruzalem w kierunku południowo zachodnim. Tak schodził czas Jezusowi i Eliudowi na wzajemnych poufnych rozmowach, przeplatanych modlitwami. Eliud poważał wysoko Jezusa, ale traktował go po synowsku, a ugaszczał z radością, jak człowieka wybranego. Córka Eliuda nie mieszkała w tym samym domu, lecz w osobnej grocie. Wszystkich Esseńczyków mieszkających przy górze, było około dwudziestu; kobiety, w liczbie pięć lub sześć, mieszkały razem, oddzielnie od mężczyzn. Ludzie ci uważali Eliuda za swego zwierzchnika i codziennie schodzili się do niego na modlitwę. Jezus jadał z nim wspólnie chleb, owoce, miód i ryby, lecz w bardzo małej ilości. Ludzie ci trudnili się po największej części tkactwem i ogrodnictwem. Góra, u stóp której mieszkali Esseńczycy, była najwyższym szczytem pasma górskiego, przy którym wznosił się Nazaret, a oddzielona była od miasta tylko doliną. Z przeciwnej strony spadał stromo na dół stok góry. Urwisko porosłe było zielem i winem, a na dole leżały gruzy, odpadki i kości; z tej to skały chcieli później faryzeusze strącić Jezusa. Dom Maryi leżał w przedniej części miasta przy pagórku, tak, że tylna część domu tworzyła niejako sklepienie w wzgórzu, całość jednak ponad wzgórze wystawała. Z drugiej strony pagórka znajdowały się inne mieszkania. Maryja i podróżujące z nią niewiasty przybyły w towarzystwie Kolaji, syna Lei, do Kafarnaum, gdzie był dom Maryi. Przyjaciółki jej z okolicy wyszły jej naprzeciwko. Mieszkanie Maryi było własnością męża, nazwiskiem Lewi, który mieszkał obok w wielkim domu. Mieszkanie to wynajmowała rodzina Piotra od Lewiego i oddawała je do użytku świętej Rodzinie; Piotr bowiem i Andrzej znali dobrze świętą Rodzinę, i przedtem i przez Jana Chrzciciela, którego byli uczniami. Do mieszkania tego przytykało wiele budynków, gdzie mogli przemieszkiwać uczniowie, lub krewni; z którego to powodu zostało najpewniej za mieszkanie świętej Rodzinie ofiarowane. Maria Kleofe miała przy sobie najmłodszego syna, Symeona, liczącego zaledwie kilka lat. Około wieczora udał się Jezus wraz z Eliudem do Nazaret. Przed murami miasta, gdzie Józef miał swą pracownię ciesielską, mieszkało wiele poczciwych, ubogich

 

179

 

ludzi, znajomych Józefa, a niektórzy z ich synów razem z Jezusem wzrośli. Do nich to zaprowadził Eliud Jezusa. Poczęstowano gości kawałkiem chleba i kubkiem świeżej wody. Woda w Nazarecie odznaczała się szczególnie dobrym smakiem. Widziałam, jak Jezus siedział z tymi ludźmi na ziemi i zachęcał ich, aby się od Jana dali ochrzcić. Lecz oni otaczali Jezusa z pewną bojaźnią, dziwiąc się, skąd ten, którego znali przedtem jako sobie równego, a którego teraz Eliud, wielce przez nich szanowany, tak usilnie im polecał, ma prawo zachęcać ich do ochrzczenia się. Słyszeli wprawdzie o mającym przyjść Mesjaszu, lecz ani przez myśl im nie przeszło, że może to właśnie Jezus jest tym Mesjaszem.

 

Podróże i rozmowy Jezusa z Eliudem

 

Na drugi dzień wyruszył Jezus z Eliudem z Nazaretu w kierunku południowym drogą jerozolimską ku dolinie Esdrelon. Po dwóch godzinach drogi przeszli przez rzeczkę Kison i przybyli do miejscowości, składającej się z synagogi, gospody i kilku domów. Było to przedmieście leżącego w pobliżu miasta Endor; niedaleko stąd znajduje się sławna studnia. Jezus zatrzymał się w gospodzie. Ludzie przyjęli Go tu obojętnie, nie będąc jednak wprost nieprzyjaznymi. Eliud nie był także w wielkim u nich poważaniu, bo więcej sprzyjali Faryzeuszom. Jezus oznajmił przełożonym, że chce nauczać w synagodze. Na ich oświadczenie, że niema tu zwyczaju, aby obcy uczyli, odrzekł Jezus, że to jest Jego powołaniem i udał się do szkoły. Tu uczył o Mesjaszu, o tym, że królestwo Jego nie jest z tego świata, że nie będzie jaśniał blaskiem zewnętrznym, jak również o chrzcie Jana. Kapłani synagogi nie przychylali się do Jego zdania. Wtedy kazał sobie przynieść księgi pisma, otworzył je i objaśniał im rozmaite miejsca z proroków. Szczególnie jednak wzruszały mnie poufne rozmowy starego Eliuda z Jezusem, którego posłannictwo znał dobrze, wiedział o Jego nadnaturalnym pochodzeniu i wierzył w nie; nie miał jednak, zdaje się przeczucia, że Jezus jest Bogiem. W sposób całkiem pojedynczy opowiadał Jezusowi podczas wspólnych wędrówek rozmaite rzeczy z czasów swojej młodości. Powtarzał Jezusowi opowiadania Anny, będącej przy świątyni, o tym, co jej mówiła Maryja po powrocie św. Rodziny z Egiptu, gdy ją kilka razy w Jerozolimie odwiedzała. Jezus nawzajem opowiadał mu wiele rzeczy niewiadomych mu, dołączając do tego stosowne objaśnienia. Wszystkie te ich rozmowy nosiły cechę prostoty i serdeczności; zdawało się, że miły, przyjemny starzec, rozmawia z młodym, ukochanym przyjacielem. Gdy Eliud opowiadał o tym, co Anna słyszała od Maryi, miałam to wszystko przed oczyma i cieszyło mnie, że obrazy te zupełnie były podobne do tych, jakie już przedtem miewałam, a które już po części zapomniałam. Rozmawiał także Jezus z Eliudem o tym, że w krotce wyruszy do Jana, aby się dać ochrzcić i że już wiele ludzi zebrał i kazał im przyjść na puszczę Ophra. On sam jednak, jak mówił, pójdzie przez Betanię, gdyż chce się jeszcze rozmówić z Łazarzem. Nazywał go innym jakimś pospolitym imieniem, które wyszło mi z pamięci, a wspominał także o jego ojcu. Mówił, że Łazarz i jego siostry wielki posiadają majątek i że dla sprawy zbawienia chętnie go poświęcą. Łazarz miał trzy siostry. Najstarsza nazywała się Marta, najmłodsza Maria Magdalena, a średnia Maria. Ta ostatnia żyła w samotności i odosobnieniu i uchodziła za upośledzoną na umyśle. Nazywano ja powszechnie „cichą Marią.” O Marcie mówił Jezus, że jest dobrą i bogobojną i że zarówno ona jak brat pójdą chętnie za Nim. O cichej Marii zaś tak mówił: „Niegdyś miała ona bystry umysł i dobry rozum, a został jej zabrany dla jej zbawienia. Nie jest ona dla świata; żyje tylko życiem wewnętrznym i nigdy nie grzeszy. Gdybym Ja z nią rozmawiał,

 

180

 

zrozumiałaby nawet najgłębsze tajemnice. Gdy Łazarz wraz z siostrami pójdą za Mną, i mienie swe oddadzą dla dobra gminy, Maria niedługo potem życie zakończy. Najmłodsza siostra, Maria Magdalena, jest obecnie na złej drodze, ale nawróci się i stanie się doskonalsza niż Marta.” Eliud rozmawiał z Jezusem także o Janie Chrzcicielu; na własne oczy nie widział go jeszcze nigdy i nie był przez niego ochrzczony. Nocowali w gospodzie w bliskości synagogi i stąd na drugi dzień rano wyruszyli wzdłuż góry Hermon do opustoszałego nieco miasta Endor. Już w stronie gospody leżały tak szerokie kawały murów, że po wierzchu śmiało można było powozić. Endor pełne było gruzów, i posiadało wiele ogrodów. W niektórych częściach miasta wznosiły się wspaniałe budowle, w innych częściach wyglądało znowu, jakoby przez wojnę wszystko zostało zniszczone. O ile mi się zdaje, mieszkał tu lud całkiem odrębny od żydów. Synagogi tu nie było. Jezus zatrzymał się więc na obszernym, równym miejscu, porosłym trawą, w środku którego znajdował się staw. Koło stawu stały z trzech stron budynki, podzielone na wiele pojedynczych izdebek. W izdebkach tych mieszkali chorzy, gdyż zdaje się, iż to było miejsce lecznicze. Na powierzchni kołysały się czółna, a z boku widać było pompę. Jezus wszedł z Eliudem do jednego z budynków, gdzie przyjęto Go gościnnie i umyto Jezusowi nogi. Następnie urządzono Mu na murawie wywyższone siedzenie, na którym, siedząc, nauczał. Niewiasty, mieszkające w jednym z bocznych skrzydeł, przybliżyły się także powoli za innymi. Ludzie ci nie byli właściwie żydami, lecz pogardzanymi niewolnikami, i musieli płacić haracz z plonów polnych. Pozostali oni tutaj od czasów jakiejś wojny; zdaje mi się, iż ich dowódca Sisara w pobliżu tego miasta pobitym został, a później przez jakąś kobietę zamordowany. Ludzie ci rozdzieleni byli po całym kraju jako niewolnicy; w tym mieście było ich jeszcze około czterystu. Za czasów króla Dawida i Salomona musieli łamać kamienie na budowę świątyni. Zmarły król Herod, zatrudniał ich przy budowie wodociągu, prowadzącego do góry Syjon. Panowała między nimi wielka zgoda, a przy tym odznaczali się szczodrobliwością. Ubierali się w długie suknie, przepasane pasem i spiczaste czapki, spadające aż na uszy, jak dawni pustelnicy. Z żydami nie obcowali wcale; dozwolone im jednak było posyłać swoje dzieci do szkoły, z czego nie korzystali, gdyż bardzo tam nimi pogardzano i je prześladowano. Jezus przejęty był litością dla nich; chorych kazał także przywieść do Siebie. Siedzieli oni na łóżkach w swoim rodzaju, podobnych do mego krzesła z poręczami; pod ruchomym oparciem znajdowały się podpory, tak, że gdy spuszczono oparcie, stołek przemieniał się w łóżko. Jezus, wyłożywszy im naukę o chrzcie i o przyjściu Mesjasza, zachęcał ich do przyjęcia chrztu. Lecz oni byli bardzo nieśmiali i tłumaczyli się, że nie mogą sobie do tego rościć żadnego prawa, ponieważ są wzgardzonymi i nie należą do społeczeństwa żydowskiego. Na to opowiedział im Jezus przypowieść o niesprawiedliwym włodarzu. Pierwej pamiętałam dobrze wytłumaczenie tej przypowieści, lecz teraz już zapomniałam; może mi to później będzie znowu objaśnione. Mówił także przypowieść o synu, którego ojciec posyła do winnicy, aby ją objął w posiadanie; przypowieść tę mówił Jezus zwykle opuszczonym poganom. Po nauce przyrządzono Jezusowi ucztę pod gołym niebem. Jezus zaprosił na nią ubogich i chorych i usługiwał im z Eliudem; bardzo ich to rozrzewniło. Wieczorem wrócił Jezus z Eliudem do gospody na przedmieściu, gdzie odprawili szabat i noc tam przepędzili. Na drugi dzień powrócił Jezus z Eliudem do Endor, niedaleko od gospody. Tu nauczał znowu. Ludzie ci byli Kanaanitami, o ile mi się zdaje, ze Sychem, gdyż dzisiaj słyszałam podczas widzenia nazwę Sychemici. W świątyni swej mieli bożka pod ziemią schowanego, który za pomocą stosownie

 

181

 

urządzonego przyrządu występował za naciśnięciem z pod ziemi i ukazywał się na ołtarzu, a potem znowu znikał. Bożek ten, z Egiptu przywieziony, nazywał się Astarta, a nie, jak wczoraj mi się zdawało, Estera. Bałwan ten miał twarz okrągłą jak księżyc w pełni. Na rękach przed siebie wyciągniętych, trzymał coś długiego, zawiniętego, na kształt poczwarki motyla. Przedmiot ten był w środku grubszy i zwężał się ku obu końcom; może też być, że to była ryba. Z tyłu posagu umieszczony był postument, na którym stał jakoby kosz lub korzec, wystający ponad głowę posągu. Leżało w nim coś na kształt kłosów w zielonych łuskach, a prócz tego inne ziela i kwiaty i owoce. Niższa część posagu stała również w czymś podobnym do kadzi, w której prócz tego stały naturalne kwiaty w wazonach. Pomimo, że osłaniali tajemnicą kult, składany temu bożkowi, jednak Jezus wiedział o tym i gromił ich za to. Dawnymi czasy poświęcali mu nawet w ofierze ułomne dzieci. Do tej bogini należał jeszcze bożek Adonis, który był jakoby jej mężem. Lud ten jak już mówiłam, został zwyciężony w tej okolicy wraz ze swoim wodzem, Sisara, i skutkiem tego popadł w niewolę. Teraz pogardzano nimi i uciskano ich. Krótko przed przyjściem na świat Chrystusa podnieśli rokosz w Galilei, skutkiem czego położenie ich jeszcze się pogorszyło. Pod koniec Szabatu powrócił Jezus z Eliudem do synagogi na przedmieściu. Żydzi wzięli Mu za złe Jego odwiedziny w Endor, jednak Jezus skarcił ich nie czułość względem nich; upominał ich, aby wzięli tych pogan ze sobą, gdy pójdą chrzest przyjąć z rąk Jana, na który oni sami, wysłuchawszy Jego nauki, się postanowili. Widać było, że przemowa Jezusa wywarła na nich wrażenie. Pod wieczór wybrał się Jezus z powrotem do Nazaret, wiele z Eliudem rozprawiając. Eliud opowiadał Mu powtórnie o ucieczce do Egiptu. Podczas rozmowy zapytał Jezusa, czy w przyszłym Jego królestwie znajdować się będą także ci dobrzy Egipcjanie, u których przebywał w dzieciństwie, i którzy tak żywo zajmowali się Jego losem. Teraz przekonałam się, że podróż Jezusa, którą odbywał po wskrzeszeniu Łazarza przez kraje pogańskie Azji do Egiptu, a którą już przedtem widziałam, nie była wytworem mej wyobraźni, gdyż słyszałam teraz, jak Jezus mówił do Eliuda: ―Wszędzie, gdzie padł zasiew, będę przed mą śmiercią zbierał pojedyncze kłosy.” Eliudowi znana była także historia ofiary Melchizedeka z chleba i wina; widocznie nie miał on należytego pojęcia o tym, kim jest Chrystus, gdyż zapytał teraz Jezusa, czy On nie jest przypadkiem Melchizedekiem. Na to rzekł mu Jezus: ―Nie, tamten przygotował tylko ofiarę, lecz Ja jestem samą ofiarą.” Dowiedziałam się również z tej rozmowy, że Noemi, nauczycielka Maryi podczas pobytu tejże w świątyni, była ciotką Łazarza, a siostrą matki Łazarza. Ojciec Łazarza był synem pewnego króla syryjskiego, służył we wojnie i otrzymał rozliczne dobra. Żona jego była żydówką, a pochodziła ze znakomitego kapłańskiego rodu Aarona, osiadłego w Jeruzalem (przez Manassesa była spokrewniona z Anną). Rodzina Łazarza posiadała trzy zamki w Betanii, w pobliżu Herodium i w Magdalum nad morzem Galilejskim; w okolicy Magdalum był również zamek Heroda. — Wspominał także Eliud o zmartwieniu, jakie sprawia Magdalena rodzeństwu swym postępowaniem. Przybyli wreszcie do domu Eliuda, gdzie zastali pięciu uczniów, Esseńczyków i innych ludzi, chcących się dać ochrzcić. Do ich liczby należało także kilku celników, przybyłych z Nazaretu; wielka liczba ludzi wyruszyła już naprzód w tym samym celu.

 

182

 

Jezus w Nazarecie

 

Na drugi dzień, gdy Jezus znowu nauczał, przybyło z Nazaretu dwóch Faryzeuszów, prosząc Go, by udał się z nimi do szkoły Nazaretu, gdyż już tak wiele o Jego nauce w tych stronach słyszeli, i radzi by byli, gdyby im wyjaśnił niektóre miejsca z proroków. Jezus poszedł chętnie z nimi. Zaprowadzono Go wraz z pięciu uczniami do domu jednego z Faryzeuszów, gdzie zastali już liczne zgromadzenie. Długo rozmawiał z nimi Jezus i mówił im wiele pięknych przypowieści, i zdawało się, jakoby nauka Jego wielce się im podobała. Następnie zaprowadzono Go do synagogi, gdzie zebrała się wielka liczba ludzi. Jezus opowiadał im o Mojżeszu i objaśniał im jego proroctwa mesjańskie. Ponieważ jednak Jezus mówił w ten sposób, iż Faryzeusze się mogli domyśleć, że to stosuje do Samego Siebie, więc życzliwość ich ku Niemu zamieniła się w niechęć; pomimo tego zaprosili Go na ucztę do pewnego Faryzeusza. Noc przepędził Jezus z uczniami w gospodzie koło szkoły. Nazajutrz nauczał Jezus celników, idących chrzest przyjąć, a później mówił w synagodze przypowieść o ziarnku pszenicznym, które musi paść na ziemię dobrą. Nie podobało się to Faryzeuszom, więc poczęli Mu znowu wytykać, że jest Synem biednego cieśli Józefa i zarzucali Mu, że obcuje z celnikami i grzesznikami, za co Jezus surowo ich skarcił. Esseńczyków nazywali obłudnikami, którzy nie żyją według zakonu. Jezus jednak udowadniał Faryzeuszom, że Esseńczycy więcej zachowują zakon niż oni, i że oni właśnie są obłudnikami. Rozmowa zeszła na Esseńczyków z tego powodu, że u Esseńczyków było w zwyczaju błogosławienie, a Jezus często błogosławił dzieci. Mianowicie gdy wchodził do synagogi, albo wychodził, zastępowały Mu drogę niewiasty, prosząc, aby pobłogosławił ich dziatki. Podczas pobytu Swego tutaj przestawał Jezus często z dziećmi i, rzecz dziwna, nawet najniespokojniejsze dzieci uspokajały się natychmiast, gdy je pobłogosławił. Matki, pamiętając o tym, przynosiły do Niego umyślnie swe dzieci, chcąc się przekonać, czy nie jest teraz dumniejszym. Było tam kilkoro dzieci, które pod wpływem chorobliwych kurczy tarzały się po ziemi i krzyczały wniebogłosy, lecz to wszystko przemijało, skoro je Pan Jezus pobłogosławił. Widziałam wtenczas, jak z głowy niektórych tych dzieci wychodziła jakoby ciemna para. Błogosławiąc chłopców, kładł im Jezus rękę na głowę, i na sposób patriarchów kreślił w powietrzu trzy linie od głowy i obu ramion ku sercu. Dziewczęta błogosławił podobnie, ale bez wkładania ręki, za to kreślił im znak na ustach; myślałam, że to może ma być środkiem przeciw wielomówności, lecz mogło to także co innego oznaczać. — Noc przepędził Jezus z uczniami w domu jednego z Faryzeuszów.

 

Jezus odprawia trzech młodzieńców. Zawstydza wielu uczonych w synagodze w Nazaret.

 

Do pięciu uczniów Jezusa przyłączyło się jeszcze czterech innych, którzy także byli krewnymi św. Rodziny. O ile mi się zdaje, był między nimi jeden z trzech synów wdowy, a jeden rodem z Betlejem; ten wynalazł skądś, że jest potomkiem Ruth, którą pojął za żonę Booz z Betlejem. Jezus przyjął ich za Swoich uczniów. W Nazarecie było kilka bogatych rodzin, które miały trzech wykształconych synów, towarzyszów Jezusa z czasów Jego młodości. Rodzice ich, którzy już słyszeli Jezusa nauczać i o Jego mądrości wiele im mówiono, postanowili także dać synom sposobność poznania mądrości Jego, a następnie za stosownym wynagrodzeniem, udzielonym Jezusowi, wyprawić ich z Nim w podróż, aby mogli

 

183

 

się przy Nim kształcić. W dobrej wierze myśleli, że Jezus za pieniądze będzie ochmistrzem ich synów. Wysłali zatem synów do synagogi, gdzie za ich i Faryzeuszów staraniem zebrali się wszyscy uczeni z Nazaretu. Miał to być rodzaj próby, aby się przekonać o mądrości Jezusa. Między innymi był jeden biegły w prawie zakonnym, a drugi jakiś wysoki, barczysty mąż z długą brodą, przepasany szerokim pasem — był lekarzem; na sukni na ramieniu miał jakiś znak. Widziałam, jak Jezus, wchodząc do szkoły, błogosławił zebrane dzieci, między tymi i trędowate, które natychmiast odzyskiwały zdrowie. Podczas nauki w szkole przerywali Mu często uczeni, stawiając rozmaite zawikłane pytania, lecz, zbici z tropu mądrymi odpowiedziami, wkrótce zamilkli. Biegłemu w Zakonie tłumaczył bardzo jasno Zakon Mojżesza, a między innymi mówił, że rozwód w małżeństwie nie powinien nigdy mieć miejsca. Jeżeli mąż nie może żyć z żoną, to może się od niej odłączać, ale małżeństwo pozostaje ważnym i z inną żenić mu się nie wolno. Ta Jego mowa o małżeństwie nie podobała się wcale żydom. Lekarz znowu zapytywał Go, czy wie, co to jest człowiek suchej, albo wilgotnej natury, pod jaką planetą urodził się taki, gdzie zioła dawać trzeba tym lub owym ludziom i jakie są właściwości ciała ludzkiego? Jezus odpowiadał mu na wszystko nadzwyczaj mądrze; objaśniał mu budowę ciała kilku obecnych, wymienił ich słabości i podał środki na nie, słowem mówił o ciele ludzkim ze znajomością rzeczy, zdumiewającą lekarza. Mówił o istocie ducha, który działa na ciało, o chorobach, które jużto lekarstwami, jużto modlitwą i poprawą trzeba leczyć, a wszystko to odznaczało się taką jasnością i mądrością, że lekarz uznał się za pokonanego i przyznał, że o takiej wiedzy nie miał wyobrażenia. Zdaje mi się nawet, że chciał pozostać na zawsze przy Jezusie, tym bardziej gdy słyszał, jak Jezus z największą dokładnością opisał mu ludzkie ciało, wszystkie członki, muskuły, żyły, nerwy i wnętrzności, i wyjaśnił ich znaczenie i wzajemny stosunek. Taka wiedza upokorzyła go zupełnie. Jakiemuś astrologowi opowiadał Jezus o biegu gwiazd, o ich różnych wpływach, o kometach i znakach niebieskich. Z innym rozmawiał o budownictwie, znowu z innym o handlu i przemyśle i o stosunkach z obcymi narodami, powstając przy tym gwałtownie przeciw modom i nowościom, jako też różnego rodzaju grom i kuglarstwu, które z Aten się tu dostały. Widocznym to było w Nazarecie i w wielu innych miejscowościach. Te nowo wprowadzone, płoche rozrywki są, jak mówił, nie do przebaczenia, gdyż nikt nie uważa ich za grzech, więc też i nie pokutuje za nie. Wszyscy zdumieni byli Jego mądrością i prosili Go nawet, aby zamieszkał u nich na zawsze, obiecując dać Mu mieszkanie i dostarczyć wszystkiego, czego Mu będzie potrzeba. Pytali Go także, dlaczego przeniósł się z Matką do Kafarnaum? Jezus nie przystał na ich wniosek, bo — jak mówił — nie pozwala Mu na to Jego posłannictwo. Przeniósł się do Kafarnaum, bo chce mieszkać w środku kraju itd. Wszystko to było dla nich niezrozumiałym, źli więc byli na Niego, że nie chce z nimi pozostać. Dziwili się, że odrzuca tak korzystną propozycję, a słowa Jego o posłannictwie uważali za wyniosłość. W takim usposobieniu opuścili wieczorem synagogę. Wtedy wspomniani wyżej trzej młodzieńcy, liczący mniej więcej po dwadzieścia lat, prosili Go o chwilę posłuchania. Jezus kazał im poczekać, aż przyjdą Jego uczniowie, mówiąc im, że chce mieć świadków tej rozmowy. Gdy uczniowie przyszli, oznajmili Mu młodzieńcy pokornie życzenie swych rodziców, aby ich przyjął za uczniów, dodając, że rodzice zapłacą Mu za to, a oni będą się starali wiernie Mu służyć i pomagać. Jezus zasmucił się, że zmuszony był odmówić ich prośbie, ze względu na nich samych i ze względu na Swoich uczniów, gdyż musiał im wytłumaczyć powody takiego postępowania, których oni nie mogli jeszcze pojąć. „Kto ofiaruje pieniądze”, mówił młodzieńcom, „aby za nie

 

184

 

coś pozyskać, ten myśli tylko o korzyściach doczesnych; kto zaś chce pójść Jego drogą, musi wyrzec się dóbr ziemskich, rodziców i przyjaciół. Moi uczniowie wyrzekli się ognisk rodzinnych i żon.” Warunki te przygnębiły bardzo umysły młodzieńców, ośmielili się jednak przypomnieć Esseńczyków, którzy także większą częścią są żonaci. Na to odrzekł im Jezus, że Esseńczycy podług swoich praw postępują słusznie, że jednak On musi uzupełnić i udoskonalić to, co oni tylko przygotowali itd. Z tym odprawił ich, zostawiając im czas do namysłu. Uczniowie Jezusa, słysząc te słowa, zlękli się, sądząc, że i oni nie zdołają wypełnić tak trudnych warunków. Jednak Jezus, wracając z nimi z Nazaretu do domu Eliuda, rozproszył ich obawy, mówiąc, że nie mają powodu zniechęcać się, i mogą spokojnie iść za Nim, bo droga ta nie jest tak trudną, jak się im wydaje. Tak doszli do domu Eliuda. Sądzę, że Jezus nie będzie przebywał w domu Eliuda, gdyż i tak już Nazareńczycy wielce utyskiwali na to, gniewni, że nie chciał u nich pozostać. Oceniali Jego zdolności i mądrość, lecz sądzili, że jak na syna cieśli, jest zanadto dumny. Widziałam także, jak trzej młodzieńcy wrócili do rodziców swoich, i jak ci za złe wzięli Jezusowi, że nie chciał ich przyjąć. Tak powoli wyradzała się w Nazarecie coraz większa nienawiść ku Jezusowi. Trzej młodzieńcy przybyli na drugi dzień znowu do Jezusa i prosili Go o przyjęcie, przyrzekając Mu zupełne, bezwarunkowe posłuszeństwo. Jezus odmówił im jednak, chociaż widziałam, że Go to zasmuca, że nie chcą zrozumieć przyczyny Jego odmowy. Tłumaczył to po ich odejściu uczniom, mówiąc, że młodzieńcy chcą tylko dla zysku światowego przyłączyć się do Niego, a nie są gotowi ofiarować wszystko z miłości. Tymczasem uczniowie Jego powinni dla Niego wszystko porzucić i wtedy dopiero zapłatę otrzymają. Mówił jeszcze długo i bardzo pięknie o znaczeniu chrztu, a następnie rozkazał im po drodze wstąpić do Kafarnaum i oznajmić Jego Matce, że i On wkrótce pójdzie dać się ochrzcić, a następnie polecił im rozmówić się z uczniami Janem, Piotrem i Andrzejem o Janie, i oznajmić Janowi Chrzcicielowi Jego przybycie.

 

Jezus i Eliud między trędowatymi

 

Widziałam, jak Jezus z Eliudem wychodzili w nocy z Nazaretu w kierunku południowo — zachodnim. Celem ich podróży było Chim, miejsce, w którym znajdowali się trędowaci. Z brzaskiem dnia przybyli na miejsce; Eliud odradzał Jezusowi, jak mógł, aby się między trędowatych nie udawał, mówiąc, że zanieczyści się przez to i może być potem niedopuszczony do chrztu. Na to odrzekł mu Jezus, że wie dobrze, co ma czynić, i do czego jest powołany, a pójdzie tam tym bardziej, ponieważ od dawna już jeden z tych nieszczęśliwych ludzi Go oczekuje z upragnieniem. Do osady trędowatych prowadziła droga przez rzeczkę Kison; sama zaś osada leżała nad brzegiem strumyka, płynącego z Kison do stawu, w którym kąpali się trędowaci. Woda tego stawu nie wpływała znów do Kison. Miejsce to odcięte było od stosunków ze światem i nikt tam nie zaglądał, prócz ludzi dozorujących i usługujących chorych. Mieścili się w chatach, dokoła rozrzuconych. Eliud nie wszedł tam z Jezusem, lecz zatrzymał się w pobliżu, oczekując aż powróci; Jezus więc sam udał się do jednej z chat, leżących na ustroniu, gdzie zawinięty w brudne szmaty leżał jakiś człowiek na ziemi, z którym Jezus rozmawiał. Nie przypominani sobie już, w jaki sposób dobry ten człowiek został zarażony trądem. Za pojawieniem się Jezusa podniósł się z radością, wzruszony tym, że Pan raczył przyjść do niego. Jezus rozkazał mu wyjść z chaty i położyć się w napełnione wodą wielkie koryto, które stało obok chaty. Chory uczynił tak, a Jezus wyciągnął ręce nad wodę. Wtem zaczął chory swobodnie się poruszać, i stracił trąd, poczym ubrał się w inne suknie. Odchodząc, polecił mu

 

185

 

Jezus, aby nie mówił nikomu o swoim uzdrowieniu, aż po Jego chrzcie. Człowiek ten odprowadził Jezusa i Eliuda spory kawał drogi i wrócił się dopiero na rozkaz Jezusa. Przez cały dzień następny szedł Jezus z Eliudem znów więcej w kierunku południowym doliną Ezdrelon. Od czasu do czasu rozmawiali ze sobą, to znowu szli oddzielnie, jakoby pogrążeni w modlitwie i rozmyślaniu. W tym czasie panuje w tamtych stronach prawie wciąż niepogoda; niebo jest po największej części zachmurzone, i gęsta mgła wisi nad ziemią. W podróży używają tam ludzie laski, opatrzonej zwykle małą łopatką na końcu, jak owczarze i noszą wygodne trzewiki, których wierzchy są z grubej bawełny plecione; Jezus jednak nie używał nigdy kija podróżnego, a na nogach miał tylko sandały. Około południa widziałam ich, jak siedzieli nad brzegiem krynicy, spożywając chleb.

 

Jezus przemienia się przed Eliudem

 

W nocy byli znowu w podróży; raz szli razem, to znowu osobno. Wtedy to przedstawił się mym oczom obraz niewysłowionej piękności. Eliud szedł za Jezusem mówiąc o piękności Jego ciała. Na to rzekł mu Jezus: „Za kilka lat nie znajdziesz w nim ani śladu piękności, tak je zeszpecą i zniszczą wrogowie.” Eliud nie zrozumiał dobrze znaczenia tych słów, gdyż w ogóle nie wiedział, kiedy przyjdzie czas królestwa Jezusowego. Myślał, że do czasu założenia go upłynie jeszcze z dziesięć lub dwadzieścia lat, bo zawsze miał na myśli królestwo doczesne. Uszli tak spory kawał drogi, gdy wtem Jezus kazał idącemu z tyłu Eliudowi, zatopionemu w myślach, przybliżyć się, mówiąc, że chce mu pokazać, kim On właściwie jest, i jakim jest Jego królestwo. Eliud, przybliżywszy się, stanął o kilkanaście kroków przed Jezusem, który, modląc się, spoglądał w niebo. Po chwili spuścił się z góry obłok, otaczając ich dokoła, tak że nikt z zewnątrz nie mógł ich zobaczyć. Następnie światłość ogromna wypełniła całą przestrzeń, a w niej ujrzałam w górze śliczne miasto z jaśniejącymi murami, ujrzałam niebiańską Jerozolimę. Całe wnętrze było obwiedzione blaskiem tęczowym. Widziałam także jakąś postać, jakoby Boga Ojca, z której wychodziły promienie światła, łączące ją z Jezusem. Jezus sam stał z obliczem promiennym, a postać Jego cała była jaśniejąca i przejrzysta. Eliud stał chwilę jakby w zachwyceniu, wpatrzony w cudowne zjawisko, lecz potem, zdjęty obawą, upadł na twarz. Gdy się znowu podniósł, światło i zjawisko już znikło. W milczeniu poszedł Eliud za Jezusem w dalszą drogę, ze strachem myśląc o tym, co widział. Zjawisko to było, zdaje mi się, Przemienieniem Pańskim, ale nie widziałam, aby Jezus się unosił w powietrzu. Zdaje mi się, że Eliud nie dożył ukrzyżowania Chrystusa. Jezus był z nim poufalszym niż z Apostołami i wtajemniczał go w bardzo wiele rzeczy. Uważał go zawsze za swego przyjaciela i towarzysza i dał mu wielką władzę, to też Eliud wiele dobrego działał dla wyznawców Jezusa. Był on jednym z najuczeńszych Esseńczyków. Za czasów Jezusa nie obierali już Esseńczycy siedzib wyłącznie w górach; wielka ich część mieszkała także, rozproszona po miastach. Widzenie wyżej opowiedziane miałam około północy. Z brzaskiem dnia widziałam Jezusa i Eliuda nadchodzących na obszerne pastwisko. Pasterze, strzegący bydła, którym Jezus był znany, wyszli naprzeciw Niego, oddali Mu pokłon i zaprowadzili obu do szopy, w której znajdowały się ich sprzęty. Tam umyli im nogi i przyrządzili posłanie. Jako tymczasowy posiłek podali im chleb i wodę w kubkach, a później upiekli parę synogarlic, które gnieździły się w wielkiej liczbie w ich chatach. Widziałam, jak po uczcie Jezus

 

186

 

odsyłał Eliuda do domu i dał mu na drogę, w obecności pasterzy Swoje błogosławieństwo. Przy pożegnaniu rzekł mu: „Możesz w pokoju dokonać dni żywota, bo droga, która Ja pójdę, jest dla ciebie za uciążliwa. Przeznaczoną pracę w winnicy Mej ukończyłeś i za to otrzymasz zapłatę w królestwie moim, a już teraz przyjmuję cię pomiędzy wiernych.” Słowa te objaśnił Jezus bliżej przypowieścią o robotnikach w winnicy. Eliud, który od czasu widzenia nocnego był zamyślony i poważny, teraz tym bardziej się wzruszył. Odprowadził jeszcze Jezusa kawałek drogi, poczym Jezus uściskał go i rozeszli się w przeciwne strony. O ile mi się zdaje, przyjął Eliud później chrzest z rąk uczniów Jezusa. Miejsce, gdzie Jezus idzie na szabat, nazywało się Gur, i położone było na górze, można je zatem było już stąd widzieć. Niegdyś mieszkali tam krewni Jezusa. Dawniej mieszkał tu brat Józefa, który wiele obcował ze św. Rodziną, później jednakowoż przeniósł się do Zabulon. Przyszedłszy na miejsce, wszedł Jezus niepostrzeżenie do gospody, gdzie umyto Mu nogi i podano posiłek. Jezus kazał Sobie przynieść kilka ksiąg z synagogi i udał się z nimi do osobnej izdebki, gdzie jużto czytał w nich, jużto się modlił, spoglądając w górę. Do szkoły nie poszedł. Widziałam, jak do gospody przybyło kilka osób, którzy chcieli z Nim mówić, lecz Jezus ich nie przyjął.

 

Rzut oka na uczniów, idących do chrztu

 

Wysłanych przez Jezusa uczniów widziałam, gdy dochodzili do Kafarnaum; między nimi było jednak tylko pięciu już mi znanych. Dwóch poszło do Betsaidy do Piotra i Andrzeja, podczas gdy inni rozmawiali z Maryją. Byli także obecni: Jakub Młodszy, Szymon, Tadeusz, Jan i Jakub Starszy. Uczniowie opowiadali o łagodności, dobroci i mądrości Jezusa. Inni mówili z zachwytem o surowości życia i głębokiej nauce Jana Chrzciciela, przyznając, że nie słyszeli, aby kto tak umiał uczyć i objaśniać zakon i proroków. Nawet Jan, który znał dobrze Jezusa, wyrażał się z podziwem o Janie Chrzcicielu. Jan miał sposobność poznać Jezusa, bo rodzice jego mieszkali tylko o kilka godzin drogi od Nazaretu, i Jezus, będąc dzieckiem, znał go już i kochał. — W Kafarnaum obchodzili uczniowie szabat. Dnia następnego widziałam dziewięciu uczniów Jezusa w towarzystwie powyżej wymienionych w drodze ku Tyberiadzie, a stamtąd w kierunku Ephron przez pustynię do Jerycho, skąd już niedaleko było do Jana. Piotr i Andrzej wychwalali bardzo Jana Chrzciciela, mówiąc, że pochodzi ze znakomitego rodu kapłańskiego, że pobierał nauki od Esseńczyków na pustyni, że nie znosi jakiegokolwiek nieporządku i jest zarówno surowym, jak mądrym. Niektórzy uczniowie wspominali o łagodności i mądrości Jezusa; inni mówili na to, że Jezus przez Swoją uległość staje się często przyczyną nieporządku i przytaczali nawet na to przykłady. Przyznawali jednak, że i On uczył się wiele u Esseńczyków, kiedy niedawno temu był w podróży. Jan nie mówił nic podczas dzisiejszej drogi. Nie wszyscy odbywali wspólnie podróż; schodzili się tylko na jakiś czas, a potem znowu się rozłączali. Słysząc ich rozmowy, pomyślałam sobie, że ludzie i dawniej byli już takimi, jakimi są dzisiaj.

 

Jezus w Gophna

 

Miejscowość Gur, gdzie Jezus modlił się w gospodzie na osobności, leżała niedaleko miasta Meggido i równiny tej nazwy. Przed niejakim czasem miałam widzenie, że na tym polu stoczona będzie przy końcu świata bitwa z

 

187

 

antychrystem. Jezus wstał z brzaskiem dnia, zwinął Swe posłanie, przepasał się, i zostawiwszy należną zapłatę, odszedł. Obchodził wiele miast i wsi, nie stykając się z nikim, i nie wchodząc do gospód. Przeszedłszy obok góry Garizim niedaleko Samarii, zwrócił się ku południu. Po drodze żywił się jagodami i owocami, a gdy był spragniony, zaczerpywał ręką lub liściem zwiniętym wody ze strumyków. Pod wieczór przybył do miasta Gophna, położonego w górach Ephraim. Miasto wznosiło się na nierównym, pagórkowatym terenie, a odznaczało się wielką ilością pięknych ogrodów. Tu mieszkali krewni Joachima, ci jednak nie utrzymywali bliższych stosunków z rodziną. Jezus zaszedł do gospody, gdzie umyto Mu nogi i podano skromny posiłek; wkrótce jednak przyszło kilku Jego krewnych i znakomitych faryzeuszów, i ci wzięli Go do swego domu. Była to jedna z najpiękniejszych budowli w Gophna. W mieście tym, które było jednym z znaczniejszych, była siedziba władz okręgowych. Krewny Jezusa był także urzędnikiem i pisarzem. O ile mi się zdaje, należało to miasto do Samarii. Jezusa przyjęto z szacunkiem i wyprawiono ucztę na cześć Jego, na której było wielu mężów obecnych. W domu tym Jezus także nocował. Do Jeruzalem było stąd dzień drogi. Dotąd zaszła św. Rodzina, gdy Jezus, mając 12 lat, został w świątyni jerozolimskiej. Rodzice sądzili, że poszedł naprzód do krewnych, gdyż dopiero koło Michmas stracili Go z oczu. Maryja obawiała się, że może wpadł do wody, gdyż w pobliżu znajdowała się rzeczka. Na drugi dzień poszedł Jezus do synagogi, kazał sobie dać pisma jednego z proroków i uczył o chrzcie i Mesjaszu. Wykazywał im, że czas przyjścia Mesjasza już nadszedł, że zdarzenia, mające poprzedzić Jego przyjście, już się spełniły; wspominał przy tym o jakimś zdarzeniu, zaszłym przed ośmiu laty, ale już nie wiem, czy to chodziło o wojnę, czy o odjęcie berła od Judy. Udowadniał świadectwami spełnienie się znaków, poprzedzających przyjście Mesjasza, jak np. powstanie wielu bezbożnych sekt, i jak wiele obrzędów tylko powierzchownie sprawowano. Mówił, że choćby Mesjasz był w pośrodku nich, to jednak nie poznaliby go. Przedstawiał rzecz tak, że wszystko dało się zastosować do Niego i do Jana, tak, jak gdyby powiedział: „Będzie jeden, który wam Mnie wskaże, a wy Mnie nie poznacie. Zwycięzcę, otoczonego sławą, bogactwem i orszakiem znakomitych ludzi, uznalibyście za Mesjasza, lecz nie uznacie człowieka prostego, ubogiego, występującego w otoczeniu prostych wieśniaków i rzemieślników, obcującego z żebrakami, kalekami, trędowatymi i grzesznikami.” W ten sposób mówił Jezus, popierając Swe słowa ustępami z proroków, które wszystkie odnosiły się prawie najwyraźniej do Niego i do Jana. Nie mówił jednak nigdy „Ja,” lecz zawsze jakby o kimś trzecim. Nauka ta trwała prawie cały dzień, a krewni Jego i słuchacze doszli nareszcie do przekonania, że On jest zapewne owym posłańcem, poprzednikiem Mesjasza. Kiedy się znowu znaleźli w domu, otwarto w Jego obecności księgę, w której było napisane, jak się miała rzecz z Jezusem, synem Maryi, gdy jako dwunastoletni chłopczyk nauczał w świątyni; przypominali sobie bowiem podobieństwo między tym, co wtenczas przepowiadał i czego ich dzisiaj nauczał, i to ich zastanawiało i dziwiło tym więcej. Głową domu był podeszły w latach starzec, dwie zaś jego córki, obydwie owdowiałe, opowiadały sobie, jak były zaproszone na zaślubiny Józefa i Maryi w Jerozolimie, jak wspaniałą była ta uroczystość, że wtenczas Anna była wcale zamożną, a niedługo potem tak podupadła ich rodzina. Nie obeszło się jednak bez zwykłego w takich razach przyganiania i dowcipkowania, kiedy zaczęły roztrząsać sprawy majątkowe podupadłego rodu. Podczas gdy one, zwyczajem kobiet, obszernie się nad tym weselem i ślubnym strojem Maryi rozwodziły, ujrzałam dokładny obraz tych zaślubin jako też ślubnego stroju świętej Dziewicy. Mężczyźni tymczasem wyszukali w księdze miejsce, gdzie była mowa o Jezusie

 

188

 

dwunastoletnim i Jego nauce w kościele. Rodzice, wielce zakłopotani, szukali tam z pośpiechem Jezusa, dlatego też wieść doszła o tym i do nich; zajmowali się oni zaś więcej jeszcze niż inni tą sprawą, bo Jezus był ich krewnym. Ponieważ jednak krewni coraz więcej poczęli się zastanawiać nad podobieństwem Jego poprzednich i obecnych nauk i coraz więcej się Nim zaczynali zajmować, oświadczył im Jezus, że musi ich pożegnać i odszedł mimo wszelkich ich próśb. Kilku mężczyzn odprowadziło Go. Przeszli przez most murowany nad strumykiem, na którym drzewa rosły, i znaleźli się na polance, zasadzonej wierzbami. W tej miejscowości przebywał patriarcha Józef, gdy spieszył z polecenia Jakuba do braci w Sychem, a nawet i sam Jakób tu również bywał. Późnym już wieczorem doszedł Jezus do zagrody pasterskiej, położonej z tej strony strumyka, a towarzysze Jego wrócili do domu. Większa część osady rozciągała się po przeciwległej stronie rzeczki. Synagoga była także z tej strony. Zbawiciel wstąpił do gospody. Były tu dwie kompanie pielgrzymów, spieszących do Chrzciciela na puszczę; wszędzie rozprawiano o bliskim wystąpieniu Jezusa. Wieczorem rozmawiał z nimi Jezus, a na drugi dzień odeszli wszyscy w kierunku Jordanu. Zbawicielowi umyto nogi, po skromnym posiłku usunął się Jezus od rozmawiających, zmówił modlitwę i udał się na spoczynek.

 

Jezus gromi cudzołóstwo Heroda. Podróż świętych niewiast.

 

Rano udał się Jezus do synagogi, gdzie było wiele ludzi zebranych. Uczył o chrzcie i o Mesjaszu i zapowiadał im, iż wielu nie zechce Go poznać. Najostrzej zaś wyrzucał im ich przesądne i uporczywe obstawanie przy starych, czczych zwyczajach i podaniach. Wszyscy zdawali się być dobroduszni i słuchali Go chętnie. Potem kazał się Jezus przełożonym synagogi zaprowadzić do kilku chorych; nie uleczył jednak żadnego, bo przedtem już zapowiedział Eliudowi i swoim pięciu uczniom, że w okolicy Jeruzalem przed chrztem nikogo uzdrawiać nie będzie. Byli to po największej części chorzy na wodną puchlinę, paralitycy i słabe niewiasty. Każdemu z osobna doradzał, żeby się w duchowy sposób odradzali, bo po największej części są ich choroby karą za popełnione występki. Niektórym zaś zalecał, by się poszli oczyścić i chrzest przyjęli. W gospodzie wyprawiano jeszcze ucztę, na której znajdowało się wielu okolicznych mieszkańców. Przed ucztą rozmawiano o Herodzie, o jego niegodnym związku, ganiono go wszechstronnie i zapytywano Jezusa o zdanie o nim. Jezus karcił surowo jego postępowanie, lecz również nadmienił, że należy raczej siebie, aniżeli innych sądzić i potępiać i gromił ostro grzechy krwi. W miejscowości tej było również wielu grzeszników, a Jezus zwracał się do każdego z osobna i wyrzucał im w cztery oczy grzechy ich i występne życie, innym zaś wyjawiał ich tajemne przestępstwa w małżeństwie, a ci skruszeni, przyrzekali pokutę. Stąd udał się w stronę Betanii, odległej o dobre sześć mil, wracając na powrót w góry. O tej porze panuje w tym kraju zima, powietrze jest więc posępne i mgliste, a w nocy dotkliwe przymrozki. Jezus otulił głowę chustą i spieszył w stronę wschodnią. Widziałam Maryję i cztery święte niewiasty, idące drogą niedaleko od Tyberiady. Prowadzi ich dwóch służących. Jeden z nich idzie przodem, a drugi na końcu; obydwoje niosą tłumoki podróżne, przewieszone na piersiach i na plecach, i mają laskę w ręce. Między nimi widać Joannę Chusa, Marię Kleofasową, jedną z trzech wdów i Marię Salome. One również do Betanii spieszą, lecz idą zwykłą drogą koło Sychar, które zostaje po lewej ręce; Jezus zaś zostawił je po stronie prawej. Święte niewiasty idą jedna za drugą o kilka kroków i stąpają uważnie, bo drogi tamtejsze dla pieszych są wąskie i po większej części nierówne; wyjątek w tym

 

189

 

względzie stanowią szerokie gościńce. Idą żwawo i nie chwieją się tak, jak u nas ludzie podczas dalszej drogi, zapewne dlatego, że od samej młodości przywykły do dłuższych pieszych podróży. Płaszcze podróżne mają podniesione aż do połowy goleni, żeby im było lżej iść, nogi od pasa aż do kostki owinięte taśmą, a na nogach mają duże, wykładane sandały. Na głowie noszą zasłony, które ściągają około szyi dość długą i wąską chusteczką. Ta chusta skrzyżowana na piersiach, obiega plecy i dochodzi aż do pasa. W tę przepaskę kładą na przemianę jedną lub drugą rękę. Mężczyzna, przodem idący, toruje drogę, otwiera płoty, usuwa z drogi kamienie i inne przeszkody, kładzie kładki — słowem, spełnia, co potrzeba, do ułatwienia podróży, jak również ma obowiązek wyszukania i zamawiania gospody. Służący, zamykający pochód, przywraca znów wszystko do poprzedniego porządku.

 

Jezus w Betanii

 

W drodze do Betanii, odległej jeszcze o jakie sześć mil, doszedł Jezus znowu do krainy górzystej. Wieczorem przybył do pewnego, kilka godzin na północ od Jerozolimy w górach położonego miasteczka, które się składa z ulicy, mniej więcej pół godziny długiej. Betania będzie stąd jeszcze ze 3 godziny oddalona. Stąd można widzieć całą okolicę; Betania bowiem leży w dolinie. Od góry tej, na której się owo miasteczko znajduje, ciągnie się mniej więcej przez 3 godziny na północny wschód pustynia w kierunku pustyni Ephron, i pomiędzy obiema tymi pustyniami widziałam Maryję i Jej towarzystwo dziś w gospodzie na noclegu. Jest to ta sama góra, na której się Joab i Abizaj w ucieczce przed Abnerem zatrzymali i gdzie tenże z nimi rozmawiał; miejsce to, leżące na północ od Jeruzalem, zwano Amma. Z miejsca, na którym stał Jezus, rozlegał się widok ku wschodowi i północy; o ile mi się zdaje, nazywało się to miejsce Giah, i łączyło się z puszczą Gibeon, która się tuż u jego podnóża zaczynała i biegła wprost naprzeciw pustyni Ephron. Jezus doszedł tu wieczorem i wstąpił do pewnej chaty dla pokrzepienia. Umyto Mu nogi i dano jakiś napój i małe placki. Wkrótce zebrało się około Niego mnóstwo ludzi, a ponieważ szedł z Galilei, poczęli wypytywać się Go o Mistrza z Nazaretu, o którym tyle słyszeli i o którym Jan tyle mówi, i czy chrzest Jana jest dobry. Jezus pouczał ich, jak to zawsze zwykł był czynić, nakłaniał ich do chrztu i nawoływał do pokuty, opowiadając im o Proroku z Nazaret i o Mesjaszu; że publicznie wystąpi, że nie zechcą Go poznać, owszem, że będą Go prześladować i znieważać. Powinni jednak wszystko rozważyć, gdyż nadchodzi czas przepowiedziany. Z jak największym zaś naciskiem zaznaczał, że Mesjasz nie przyjdzie w tryumfie i chwale, lecz w ubóstwie i poniżeniu i że najwięcej będzie przestawał z prostaczkami. Nie poznali Go słuchacze, lecz chętnie Go słuchali i okazywali mu wielki szacunek. Tłumy ludu, ciągnące do Jana, rozprawiały wszędzie o Jezusie. Po dwugodzinnym wypoczynku odprowadzili Jezusa na drogę. Do Betanii przyszedł Jezus w nocy. Łazarz, powiadomiony od uczniów o przybyciu Jezusa dopiero przed kilku dniami z swojej włości w Jerozolimie powróciwszy, bawił obecnie w domu. Własność ta leżała z północnej strony góry Syjon w stronie góry Kalwarii. Domostwo w Betanii należało właściwie do Marty. Łazarz jednak chętniej tu przebywał i razem z siostrą gospodarzył. Wszyscy oczekiwali Jezusa i przyrządzili ucztę na Jego przyjęcie. Maria zamieszkiwała dom, położony po drugiej stronie podwórza. Byli także i goście w domu. U Marty była Serafia (Weronika), Maria Marka i jeszcze jedna podeszła niewiasta jerozolimska. Marta była razem z Maryją na posługę do świątyni ofiarowaną, lecz właśnie w tym czasie, kiedy Maryję oddano do świątyni, odeszła stamtąd; sama chętnie byłaby tam dłużej została, lecz dziwnym zrządzeniem Boga musiała wyjść za mąż. U

 

190

 

Łazarza zaś był Nikodem, Jan Marek, jeden z synów Symeona i pewien starzec, nazwiskiem Obed, brat albo może bratanek męża Anny ze świątyni. Wszyscy byli tajemnymi wielbicielami i przyjaciółmi Jezusa, częścią przez Jana Chrzciciela, częścią przez rodzinę i przez proroctwa Symeona i Anny. Nikodem był człowiekiem badawczym i myślącym, który spodziewał się i pożądał widzieć Jezusa. Wszyscy byli ochrzczeni chrztem Jana. Chętnie też przyjęli zaproszenie Łazarza; przybyli po kryjomu. Ten sam Nikodem był później wiernym stronnikiem Jezusa i Jego sprawy, lecz zawsze tajnie. Łazarz wysłał naprzeciw Jezusa swoich domowników i jeden z nich, stary, wierny sługa, spotkał Go o pół godziny drogi od Betanii. Sługa ten został później wiernym uczniem Jezusa. Spotkawszy Go, upadł przed Nim na twarz i rzekł: „Jestem sługą Łazarza, jeżelim znalazł łaskę przed Tobą, zapraszam Cię do jego domu.” Jezus kazał mu powstać i poszedł za nim. Był dla niego przyjaznym, lecz z powagą i godnością. Takim właśnie postępowaniem porywał wszystkich serca ku Sobie. Kochali człowieka, a odczuwali w Nim Boga. Służący przywiódł Jezusa do przedsionka domu przed studnię, gdzie już wszystko było przygotowane. Wodą studzienną obmył Jezusowi nogi i włożył na nie świeże sandały. Przychodząc do domu Łazarza, miał Jezus sandały zielono wykładane. Te więc zdjął służący i nałożył zwykłe, twarde, ze skórzanymi rzemykami, które też Jezus nosił od tego czasu. Następnie zdjął służący z Niego suknie i otrząsł z kurzu. Wtem nadszedł Łazarz ze swymi przyjaciółmi i przyniósł Jezusowi kubek i przekąskę. Jezus uściskał Łazarza, a resztę obecnych przywitał podaniem ręki. Wszyscy przyjęli Go serdecznie i ruszyli do domu; przedtem jednak jeszcze zaprowadził Łazarz Jezusa do domu Marty. Zebrane tu kobiety były wszystkie zawoalowane. Skoro Jezus z Łazarzem weszli, upadły Mu do nóg, Jezus jednak podniósł je łagodnie z ziemi, rzekł do Marty, że Matka Jego ją odwiedzi, gdyż Go tu będzie oczekiwała, aż powróci od chrztu. — Potem poszli do domu Łazarza i zasiedli do uczty. Podano na stół upieczone jagnię i gołębie, miód, małe chleby, owoce, jarzyny i napełniono kubki. Wpół leżącej postawie spoczywali na sofach niskich, po dwóch na każdej; niewiasty zaś jadły osobno w przedsionku. Jezus modlił się przed ucztą i pobłogosławił potrawy. Podczas uczty był bardzo poważny, prawie smutny; mówił do współbiesiadników, że bardzo ciężka dla Niego zbliża się chwila, że wstępuje na uciążliwą drogę, która bardzo gorzko się skończy. Zachęcał ich, żeby wytrwali przy Nim, cokolwiek Go spotka, jeżeli chcą nadal być Jego przyjaciółmi, gdyż wiele wypadnie im cierpieć. Tak czule przemawiał, że wszyscy wybuchli płaczem, jednak nie mogli go zupełnie zrozumieć i nie wiedzieli, że Boga goszczą między sobą. Nie mogę sobie jednak wytłumaczyć ich nieświadomości, kiedy sama tak mocno jestem przekonana o Boskim Jezusa posłannictwie. Ciągle mi przychodzi na myśl, dlaczego tym ludziom nie było to tak samo objaśnione jak mnie. Widzę przecież wyraźnie jak Pan Bóg stwarza pierwszego człowieka, ukształca z jego ciała Ewę, jak Bóg łączy ich węzłem małżeństwa i ich smutny upadek. Słyszałam obietnicę Mesjasza, daną im w raju, widziałam rozproszenie się ludów po całym świecie, jako też dziwne łaski, jakie Opatrzność zsyła na przyszłą matkę Odkupiciela. Widziałam drogę odkupienia, przebiegającą na kształt iskry przez wszystek ród Dawida aż do rodziców Maryi; widziałam wreszcie Zwiastowanie, przyniesione Maryi przez anioła, i niebiańską jasność, otaczającą Maryję w chwili Niepokalanego Poczęcia. Nie mogę w żaden sposób pojąć, biedna grzesznica, że ci święci towarzysze i przyjaciele Jezusa patrzą na Niego własnymi oczy, szanują i czczą Go nawet a nie chcą pomimo tego uwierzyć w Boskie Jego posłannictwo; uznają Go wprawdzie za Mesjasza, ale nie za Boga, i spodziewają się po nim przywrócenia władzy królewskiej domowi Dawida. Dla nich jest Jezus zawsze

 

191

 

jeszcze synem Józefa i Maryi. Nikt nie przeczuwał, że Maryja jest Dziewicą, bo nie wiedzieli nic o Jej cudownym Poczęciu. Nie wiedzieli oni nawet o tajemnicy arki przymierza. Już to, że Go kochali i czcili, zdawało się im zupełnie wystarczającym. Faryzeusze osłupieli ze zdziwienia, usłyszawszy proroctwa, wypowiedziane o Nim przy ofiarowaniu Go w kościele jerozolimskim przez Symeona i Annę, jak niemniej podziwiali nadludzką Jego mądrość podczas rozmowy z Nim, gdy miał lat dwanaście; ciekawie więc badali Jego ród i mesjańskie przepowiednie, lecz rodzina Jego była za uboga, za niska, nie odpowiadała bynajmniej ich urojeniom, jakie sobie wytworzyli o potężnym i ze znakomitego rodu pochodzącym Mesjaszu. Łazarz, Nikodem i wielu z Jego stronników, myśleli, że On na to posłany od Boga, by przy pomocy swych uczniów i stronników zdobył Jerozolimę i wyswobodził królestwo izraelskie z pod jarzma Rzymian. W tym bowiem czasie, każdy żydpatriota widział w tym zbawcę, któryby kochanej ojczyźnie przywrócił ich dawną swobodę i samorząd. Nie przewidywali oni, że królestwo, które ich zbawić i uszczęśliwić może, nie jest królestwem tego ziemskiego padołu. Owszem cieszyli się nawet chwilami na myśl, że teraz się zbliża koniec niejednemu z owych okrutnych tyranów. Żaden jednak z nich nie ośmielił się mówić z Nim o tym, bo wszystkich przejmowała obawa. Wnosząc z Jego zachowania się i słów, widzieli, że nie zanosi się wcale na spełnienie ich oczekiwań. Po uczcie udano się do modlitewnika i tu odmówił Jezus modlitwę dziękczynną, gdyż rozpoczyna się czas Jego posłannictwa. Wszyscy wzruszeni byli bardzo i łzy cisnęły im się do oczu, a szczególnie niewiastom, które stały w tyle. Potem odmówiono jeszcze wspólnie modlitwy, Jezus pobłogosławił obecnych, i odprowadzony przez Łazarza, udał się na spoczynek. Oddzielne sypialnie dla mężczyzn były w jednym obszernym miejscu i gustowniej urządzone, niż w zwykłych domach. Łóżko nie było składane, jak gdzie indziej i nie leżało bezpośrednio na ziemi, lecz na podwyższeniu. Z przodu była galeryjka (ścianka opatrzona u góry kratami), ozdobiona zasłoną i frędzlami. Na ścianie, przy której siało łóżko, umieszczona była u góry piękna mata, którą za pociągnięciem można było podnieść lub spuścić przed łóżko, tak że tworzyła skośny daszek, zakrywający łóżko, kiedy było próżne. Przy łóżku stał stołek pod nogi, w niszy umywalnia, a na niej naczynie z wodą i dwa mniejsze do nabierania i wylewania wody. Na ścianie wisiała lampa, a przy niej ręcznik do wycierania się. Wszedłszy z Jezusem do sypialni, zapalił Łazarz lampę, uklęknął przed Jezusem, który go jeszcze raz pobłogosławił, poczym odszedł do swej sypialni. Obłąkana siostra Łazarza, „cicha Maria,” nie pokazywała się wcale, gdyż w ogóle nie lubiła rozmawiać z ludźmi. W obecności drugich była milcząca, spoglądała w ziemię, słowem wyglądała jak posąg, który o tyle tylko dawał znak życia, że obcych witał grzecznym ukłonem. Za to gdy była sama w swojej izdebce, lub w ogródku, rozmawiała głośno sama ze sobą, lub z otaczającymi ją przedmiotami, jakby z żyjącymi istotami. Swoje suknie i rzeczy utrzymywała w porządku i oddawała się różnym zajęciom. Pobożną była bardzo, lecz nie chodziła nigdy do szkoły, tylko modliła się w swojej izdebce. O ile mi się zdaje, miewała widzenia, podczas których rozmawiała z jakimiś osobami. Kochała nadzwyczaj rodzeństwo, szczególnie Magdalenę. Obłąkanie jej trwało jeszcze od lat dziecięcych. Miała zawsze przy sobie dozorczynię, co jednak było prawie zbytecznym, gdyż zachowywała się spokojnie i na pozór nie wyglądała nawet na obłąkaną. O Magdalenie nie mówiono jeszcze nic w obecności Jezusa. Przebywała ona dotychczas w Magdalum, gdzie żyła z największym przepychem. Tej samej nocy, w której Jezus przybył do Łazarza, widziałam, jak Najświętsza

 

192

 

Panna, Joanna Chusa, Maria Kleofe, wdowa Lea i Maria Salome, nocowały w gospodzie, położonej o pięć godzin drogi od Betanii, między pustyniami Gibea i Efraim. Umieszczono je w szopie, mającej cienkie, drewniane ściany, a podzielonej na dwie części; w przedniej urządzone były w dwóch rzędach posłania dla świętych niewiast, a w tylnej części była kuchnia. Przed domem stała szopa, w której płonęło ognisko, około którego spoczywali mężczyźni, towarzyszący niewiastom. Na przemian jeden spał a drugi czuwał nad bezpieczeństwem śpiących. Opodal znajdowało się mieszkanie właściciela gospody. Na drugi dzień chodził Jezus po podwórzach i ogrodach zamkowych, nauczając domowników. Słowa Jego poważne poruszały do głębi i choć dla wszystkich był uprzejmy, jednak zachowanie się Jego nakazywało szacunek. Wszyscy kochali Go i chętnie szli za Nim, a jednak byli nieśmiali wobec Niego. Najpoufalszym był z Nim Łazarz, inni mężczyźni podziwiali Go bardzo, ale trzymali się z daleka.

 

Rozmowy Jezusa z „cichą Marią” i z Matka Swą

 

W towarzystwie Łazarza udał się Jezus także do kobiet, a Marta zaprowadziła Go do swej siostry, „cichej Marii,” z którą Jezus życzył Sobie, pomówić. Przeszedłszy wielkie podwórze, weszli do niewielkiego, murem otoczonego ogródka, do którego przytykało mieszkanie Marii. Jezus czekał w ogródku, a Marta poszła zawołać siostrę. — Ogródek był pięknie i w wielkim porządku utrzymany. Zasadzony był różnymi ziołami, korzeniami i krzewami, a w środku stała wielka palma daktylowa. Była także studnia obszerna z kamiennym siedzeniem w pośrodku, do którego dochodziło się po desce, rzuconej przez wodę od kraju studni. Tu lubiła siadywać „cicha Maria” pod namiotem, rozpiętym nad studnią, otoczona dokoła wodą. Marta poszła do niej i oznajmiła jej, że ktoś na nią czeka w ogrodzie. Posłuszna, wstała natychmiast, zarzuciła zasłonę na twarz i zeszła do ogrodu, podczas gdy Marta odeszła gdzie indziej. Maria była niewiastą piękną, słusznego wzrostu i mogła liczyć około trzydzieści lat. Mówiąc o sobie, nie mówiła nigdy „ja,” lecz zawsze „ty,” jak gdyby patrzała na drugą osobę i do niej przemawiała. Do Jezusa nie przemówiła nic i pokłonu Mu nie oddała. Spoglądała tylko wciąż w górę, a gdy czasem wzrok jej padł w stronę, gdzie szedł Jezus, był on tak nieokreślonym, jak gdyby spoglądała w próżnię. Jezus począł do niej mówić, chodząc z nią po ogrodzie, ale właściwie nie mówili do siebie. Maria, patrząc w górę, mówiła o jakichś niebieskich zjawiskach, jak gdyby na nie patrzała. I Jezus podobnie mówił, a mianowicie mówił o Ojcu Swoim i z tym Ojcem rozmawiał; Maria nie patrzała na Jezusa, tylko czasem, mówiąc, zwracała się nieco ku Niemu. Ich wzajemna rozmowa była raczej modlitwą, hymnem, rozmyślaniem, lub wyjawianiem tajemnic, ale nie rozmową. Zresztą Maria prawdopodobnie nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że żyje; dusza jej przebywała na innym świecie, a tylko ciało żyło i działało na tej ziemi. Z mów jej przypominam sobie tę, w której opowiadała o wcieleniu się Chrystusa w taki sposób, jak gdyby widziała odbywanie się tego dzieła w Najświętszej Trójcy. — Nie potrafię powtórzyć tych dziecinnych, a zarazem pełnych znaczenia słów. Mówiąc o tej tajemnicy, w te odezwała się słowa: „Ojciec rzekł do Syna, aby szedł na ziemię i został poczęty w łonie Dziewicy.” Następnie opisywała radość aniołów, cieszących się tą nowiną, i poselstwo Gabriela do dziewicy. Wymieniała po kolei wszystkie chóry aniołów i tych, którzy towarzyszyli Gabrielowi, tak samo jak dziecko, które przypatruje się z radością przeciągającej procesji i chwali pobożność i gorliwość każdego z osobna. Potem zdawała się widzieć Najśw. Pannę w Jej izdebce, przemawiała do Niej, przejęta pragnieniem,

 

193

 

aby przyjęła poselstwo anioła, widziała przybycie anioła i zwiastowanie, a wszystko to mówiła, patrząc w dal, jak gdyby przypatrywała się wszystkiemu i myśli swe głośno wy powiadała. Zauważyła przy tym z dziecięcą naiwnością, że Najśw. Panna namyślała się, zanim odpowiedziała aniołowi, a potem rzekła: „Nie dziwię się temu, gdyż uczyniłaś ślub dziewictwa; gdybyś nie była zgodziła się zostać matką Pana, cóżby się wtenczas stało? Czy znalazłaby się inna odpowiednia po temu dziewica? Długo jeszcze, osierocony Izraelu, musiałbyś wzdychać za wyzwoleniem!” I znów mówiła, jakie to szczęście, że dziewica zgodziła się zostać matką, chwaliła ją za to, a przyszedłszy do narodzenia Jezusa, zwróciła się do nowonarodzonego Dziecięcia ze słowami: „Masło i miód jeść będziesz.” Potem znów przeszedłszy do proroctw, mówiła o proroctwach Symeona i Anny i tak coraz to inne rzeczy opowiadała, jak gdyby żyła w tych czasach, wszystko widziała i ze wszystkimi rzeczywiście mówiła. Doszedłszy do teraźniejszego życia Jezusa, rzekła: „Teraz idziesz po stromej, uciążliwej drodze itd.” Przy tym zachowywała się tak, jak gdyby była sama, i chociaż wiedziała, że Pan jest przy niej, to jednak zdawało się, jakoby się jej przedstawiał w takim oddaleniu, jak wszystkie te obrazy i sceny, o których opowiadała. Jezus przerywał jej w stosownych miejscach, czy to modląc się, czy dzięki składając Bogu, czy wstawiając się do Niego za ludźmi. Cała ta rozmowa była niewypowiedzianie wzruszającą i dziwną. Gdy Jezus odszedł, powróciła „cicha Maria” znowu do dawnego spokoju i odeszła do swego mieszkania. Rozmawiając z Łazarzem i Martą, tak się Jezus o niej wyraził: „Nie jest ona pozbawiona rozumu, tylko duszą nie przebywa na tym świecie. Nie widzi świata i świat jej nie rozumie; szczęśliwa jest, bo nie grzeszy nigdy.” Rzeczywiście, żyjąc ciągle tylko duchowo, nie wiedziała „cicha Maria”, co się z nią i około niej działo, i zawsze była jakby nieprzytomna. Z nikim nie mówiła tak wiele, jak z Jezusem, nie dlatego, jakoby była dumna i w sobie zamknięta, ale że żyjąc życiem wewnętrznym, nie zwracała na ludzi uwagi i nie widziała żadnego związku miedzy nimi a widzianymi tajemnicami i odkupieniem. Nieraz zapytywali ją o coś uczeni i pobożni przyjaciele Łazarza, i wtedy nieraz wymawiała głośno parę słów, których jednak nikt nie rozumiał i które nie miały żadnego związku z zadanym pytaniem. Były to zapewne urywki z jej widzeń, które jednak dla uczonych pozostały tajemnicą. Skutkiem takiego zachowania się uważano ją w rodzinie za obłąkaną i pozostawiono ją w odosobnieniu; taką też pozostała nadal, jakby nie żyjąc na tym świecie. Czas spędzała na uprawie ogródka i wyrabianiu haftów dla świątyni, które jej dostarczała Marta. Roboty wykonywała pięknie, będąc bezustannie pogrążoną w rozmyślaniu. Była bardzo pobożną i prawdopodobnie odczuwała na sobie grzechy innych, gdyż nieraz widać w niej było takie przygnębienie, jak gdyby świat cały wraz z nią się zapadał. Jadła bardzo mało, a i to nie w towarzystwie, lecz osobno. Mieszkanie urządzone miała bardzo wygodnie, zaopatrzone w wszelkie potrzebne sprzęty. — Umarła z boleści nad niezmiernymi cierpieniami Jezusa, które w duchu widziała. Marta rozmawiała także z Jezusem o Magdalenie i o zmartwieniu, jakie im sprawia swoim postępowaniem. Jezus pocieszył ją, mówiąc, że Magdalena z pewnością się poprawi, jeśli tylko nie przestaną modlić się za nią i odwodzić ją od złego. O godzinie pół do drugiej przybyła Najśw. Panna wraz z Marią Chusa, Leą, Marią Salome i Marią Kleofe. Jeden z towarzyszących im mężczyzn wyprzedził je, oznajmiając o ich przybyciu, więc też Marta, Serafia, Maria Marka i Zuzanna wyszły na przywitanie z potrzebnymi przyborami i posiłkiem do tego samego przysionka, w którym wczoraj przyjmował Łazarz Jezusa. Po wzajemnym

 

194

 

pozdrowieniu umyto przybyłym nogi; święte niewiasty nałożyły inne suknie, przepasały się i wzięły inne zasłony. Suknie te zrobione były z wełny białej, żółtej lub brunatnej. Następnie cokolwiek się posiliły i poszły do mieszkania Marty. Tam przybył także na powitanie Jezus z mężczyznami i rozmawiał długo z Najświętszą Panną na osobności. Głosem pełnym miłości, lecz zarazem z powagą mówił Jej, że już rozpoczyna teraz Swój zawód; niedługo pójdzie dać się ochrzcić przez Jana, a potem wróci, ażeby z Nią jeszcze krótki czas przepędzić w okolicy Samarii. Potem uda się na pustynię i pozostanie tam przez czterdzieści dni. Słysząc o pustyni, zasmuciła się Maryja i prosiła Go gorąco, aby nie szedł w to straszne miejsce, bo tam zmarnieje. Na to odrzekł Jej Jezus, że nie powinna od teraz troską Swą o Niego, przeszkadzać Mu w Jego powołaniu. Co czyni, jest koniecznym. Wprawdzie wchodzi na uciążliwą drogę i wie, że ci, co z Nim pójdą, będą musieli współcierpieć z Nim, lecz na tej drodze spełnia posłannictwo Swoje, powinna więc zrzec się wszelkich osobistych roszczeń i praw do Niego. On kochać Ją będzie, jak zawsze, lecz od teraz przeznaczonym jest dla wszystkich. Prosił Ją dalej, by zastosowała się do Jego słów, a Ojciec Jego, który jest w niebie, wynagrodzi Ją za to. Spełni się teraz to, co przepowiadał Jej Symeon, że duszę Jej przeniknie miecz boleści. Najśw, Pannę zasmuciły bardzo Jego słowa lecz nie upadła na duchu i poddała się chętnie woli Bożej, tym bardziej, że Jezus był dla Niej bardzo dobrotliwym i uprzejmym. Wieczorem odbyła się w domu Łazarza wielka uczta, na którą zaproszono Faryzeusza Szymona i kilku innych. Niewiasty spożywały wieczerzę w sąsiedniej komnacie, oddzielonej kratą, tak, że mogły słyszeć całą naukę Jezusa. Jezus nauczał o wierze, nadziei, miłości i o posłuszeństwie. Mówił, że kto za Nim pójdzie, nie może się już oglądać wstecz, tylko musi postępować według Jego nauki i podzielać Jego cierpienia; za te On z pewnością takiego nie opuści. Mówił także o ciężkiej i mozolnej drodze, na którą wstępuje, o cierpieniach i prześladowaniach, na jakie będzie wystawiony, a które będą musieli podzielać z Nim Jego przyjaciele. Wszyscy słuchali Go ze wzruszeniem i podziwem, lecz tego, co mówił o Swoich cierpieniach, nie rozumieli dobrze i nie chcieli wprost temu wierzyć; sądzili tylko, że znaczenie tych słów jest prorockie i że nie trzeba ich brać dosłownie. Faryzeuszów nie gorszyła ta mowa, choć więcej byli uprzedzonymi niż inni, bo tym razem mówił Jezus bardzo umiarkowanie i łagodnie.

 

Jezus wyrusza z Łazarzem na miejsce chrztu

 

Po uczcie spoczął Jezus trochę, a potem poszedł z Łazarzem we dwójkę w kierunku Jerycho, by się dać ochrzcić. Z początku towarzyszył im służący Łazarza z pochodnią, gdyż była jeszcze noc. Po upływie pól godziny doszli do gospody, należącej do Łazarza, w której później zatrzymywali się często uczniowie Jezusa. Nie jest to jednak ta gospoda, o której dawniej często mówiłam, położona dalej po przeciwnej stronie, w której także często przebywali uczniowie. Przedsionek zaś, gdzie Łazarz przyjmował Jezusa, a później Maryję, był ten sam, w którym przebywał i nauczał Jezus przed wskrzeszeniem Łazarza, gdy Magdalena wyszła naprzeciw Niego. Przy gospodzie zdjął Jezus sandały i szedł boso. Łazarz, litując się nad Nim, prosił Go, aby tego nie czynił, bo droga jest bardzo kamienista, lecz Jezus odrzekł mu poważnie: „Pozwól, niech tak będzie; Ja wiem, co Mi czynić wypada.” Szli teraz pustynią, przecinaną skalistymi parowami, ciągnącą się w kierunku Jerycho przez pięć godzin drogi. Za nią przez dwie godziny drogi ciągnie się urodzajna dolina jerychońska, jednak i na niej są gdzieniegdzie miejsca

 

195

 

nieurodzajne. Stąd jest jeszcze dwie godziny drogi do miejsca, gdzie Jan chrzcił. Jezus szedł o wiele prędzej niż Łazarz i często wyprzedzał go o godzinę drogi. Ludzie, których Jezus wysłał z Galilei do chrztu, a między którymi było wielu celników, wracali teraz, lecz inną drogą przez pustynię ku Betanii. Jezus przeszedł koło Jerycha i kilku innych miejscowości, nie wstępując nigdzie. Przyjaciele Łazarza, jak Nikodem, syn Symeona, Jan Marek, rozmawiali niewiele z Jezusem; za to między sobą wciąż podziwiali i wychwalali Jego umysł i mądrość, przymioty ciała i duszy. Ilekroć nie był z nimi, lub szedł kawałek drogi naprzód, mówili jeden do drugiego: „Co to za człowiek nadzwyczajny! Takiego nie było i nie będzie, żeby był tak poważny, łagodny, mądry, przenikający wszystko, a zarazem tak pojedynczy.” Nie rozumiem Jego mowy, a przecież muszę Mu wierzyć. Nie można Mu wprost w twarz popatrzeć, gdyż, zdaje się, że odgaduje myśli każdego człowieka. Co za kształty! co za wyniosła postać! Jak prędko idzie, a przy tym nie biegnie! Któż tak umie chodzić! Szybko i bez znużenia odbywa podróże, a przybywszy na miejsce, wyrusza dalej o oznaczonej godzinie! „Jaki okazały mąż zrobił się z Niego!” Potem mówili o Jego latach dziecięcych, o nauczaniu w świątyni, o niebezpieczeństwach, jakie przebył, podróżując pierwszy raz na morzu i jak tam pomagał żeglarzom. Żaden z nich nie przeczuwał jednak, że mówi o Synu Boga. Był dla nich większym, niż inni ludzie, czcili Go i bali się zarazem, uważali Go za człowieka nadzwyczajnego, ale tylko za człowieka. Jednym z tajemnych uczniów Jezusa był Obed z Jeruzalem, człowiek już podeszły w latach, bratanek męża staruszki Anny ze świątyni. Należał do tak zwanych „najstarszych” w świątyni i był członkiem „Rady.” Był to człowiek pobożny i przez czas życia swego wielce zdziałał dobrego dla wyznawców Jezusa.

SPIS TREŚCI

czytaj więcej...